Kateryna Kałytko – wiersze (tłum. Oksana Oszowska)

Ilustrowała: Ola Lewandowska-Ferenc

Kateryna Kałytko / Катерина Калитко – wiersze

 

Wiersze wybrane: #ludzie_z_czasownikami

Tłumaczenie z języka ukraińskiego: Oksana Oszowska, 2021

+ + +

I brzuch wilgotny, subtelny, w dotyku – jak czoło delfina,
i niebieskość za szybą jak gdybyśmy byli pod wodą.
Pieśń nocy urywa się zaraz po pierwszej strofie.
Gdzie wszystko się urzeczywistnia?
W granicznej strefie.

Senne skójki dłoni wypuszczają ostrza promieni.
Ludzie stoją na dworcach, podzwaniają własną zgryzotą.
Jestem wnuczką snajperki.
Ja zawsze rozumiem
cichą pułapkę pleneru,
nieugiętość horyzontu.

Ciemna moc przypływu, którąśmy w siebie wpuścili
przemawia do mnie inaczej, niż do wielorybników
i rybaków. Ja czuję ląd.
Jak tarlisko
buzuje stacja rozchełstanym natłokiem.

Ale wszystko się urzeczywistnia, wystarczy zacząć celować,
i harpun zrasta się z ręką, jak w baśni.
I niepowstrzymanie, nieustannie biały delfin twojego ciała
rusza na brzeg mojego
z uszkodzonym sonarem.

+ + +

Widnokrąg kreują zmęczone wody i sady.
Schodzą się cienie spod zapomnianych adresów.
Widzisz ten klucz? Weź go i wejdź:
ciało – dom, zbudowany na skrzyżowaniu,
spragniony obecności.
Szlifuje ruchy i cechy
czułość – wiatr z tamtej strony przemocy.
Dzika oliwka i zgarbiony berberys
wpatrują się w niewzruszone wody zatoki.

Kto bywał tu, kto palił i gasił ogień?
Bojaźliwie mijając niespodziewane ślady i sugestie
wchodzić, głębieć. Morze się srebrzy, siwieje
i grzbiet się napina, jak struna ze stali,
co przetnie gardziel niespodziewanym przybyszom.
Świat się buja. Nieznośnie gorące tempo.
Mrok na rozstaju. Nierówny oddech z tyłu.
Tyle jest prawdy w otwartości bez zastrzeżeń.

+ + +

A cóż my tu sobie robimy?
A my tu śmierć zamawiamy.
Jak dzieci krzyczymy do studni,
czekamy, aż przyjdzie odpowiedź.
A nuż się odezwie, a nuż wyjdzie na światło
i stracą znaczenie wszystkie zasady ludzkiego stada.
I będzie stała ona, zmęczona, z ciężką jak maszt włócznią,
i przebije nią nasze chylące się ku wieczorowi słońce.
A my się nie wystraszymy. Jak wody rozejdzie się strach
i ukaże się głębia wszystkiego, o czym nikt nie napisał,
i ukaże się to, jak słono przychodził nam język,
jak śmierć zamawiania słuchała i w grę się włączała.
Co my tu z tobą robimy? Ano rezonujemy z ruchami
na dnie, wśród lewiatanów i bezimiennych stworów,
nam gdzie morza i góry splotły się korzeniami,
tam, gdzie proteą bladą płyną przyszłe słowa.

Ja ciebie słyszę. Ja żyję tobą.
Wśród ludzi i ciżby.
Tak blisko.

+ + +

Światło białe i ostre, jak przed atomowym wybuchem.
Mężczyzna po apostolsku wprawnie wyciąga ryby z Bugu.
Oczy wyżera niesamowita zieleń.
Wiozę swoje serducho w klatce przez wsie i osady.
Wiozę go, jak zwierzę, z cyrku skradzione,
jak dziecko wsadzone na roweru ramę,
omijam kałuże z deszczówką i przysypane jamy.
Czeka nas jeszcze występ na niedzielnym jarmarku,
Czeka nas tłumaczenie, skąd przychodzą te wiersze,
przyjdzie nam wzdragać się i wypowiadać najistotniejsze,
bawić sztuczkami, iskrzyć, czarować,
opowiedzieć, jak wierzy się tam, gdzie nie bardzo warto,
pokazać, że już po wybuchu – oto ślady urażeń. 

Gdyby podpytać go, jak mam żyć, ale czyż odpowie.
W rozmowie o wyjątkowym ścisnęło mu gardło.

Ja tak jadę przez te miasteczka, jak niewidzialna i goła,
jak gdyby skóra moja perłowa do mnie już nie należała,
jak gdyby nigdy mi tutaj przykro nie było,
w tym kraju bez starszych, wśród połamanych aniołków.
Wiozę swe serce. Nam zarabiać na życie,
nam śpiewać na głos, na rynku wywijać młynki,
rechotać w twarz wszystkim, kto zerka z ukosa
i chwytać za brodę każdego, kto nazwie wiedźmą,
pokazać trującym, że ugryzienia ich są niewidzialne.
I oto ja jadę przez wąwozy pełne snów i śniegów,
Przecinając ciałem tęsknotę, czumacką, płócienną.

Niech przyjdzie na jarmark i zobaczy mnie taką.
Wszyscy sypną miedziaków pod  nogi,
a on tylko wargę przygryzie.

+ + +

Przyszła anonimowa z nocy, usiadła gdzie
wszyscy zostawiali podpisy na ścianach.
I dygotała, wpatrując się w tłum,
dłońmi ogrzewając kolana.
I myślała:
zostanę wśród nich,jakże żywa, jak pstrokata kohorta.
A ten, kto idzie po mnie – zaczeka.
Chód jego ulicą ucichnie,
błysną na schodach zwęglenia od stóp
i lekko osmali futrynę.
Nie widzieć – to również wybór wiary.
Wszyscy przeklęci – weseli i prości,
im można powiedzieć, ilu to uciech
doznano na morskim wybrzeżu,
że miast prawdy lepsza ostrożność,
że ptaki widzą najdalej ze wszystkich.

Przyszła z nocy i była sama
zwierzęciem i wrzaskiem. Wypatrywała.
Wzrok obijał się boćkiem o lustra,
i jak gdyby ktoś niewidzialny trzymał
na jej ramieniu parzącą rękę.
Tu wszyscy zostawiali imiona swoje.
Tu wałęsa się czas, on chętnie ich wszystkich pożre,
on lekko strawi tę truciznę.
Więc myślała: zostanę z nimi,
bo ten, kto mnie ściga, już ostrzy kosę,
a ten, kogo szukam – jest tu.
Jak śnieg –
prosto w twarz,
smagająco.

+ + +

Morelowa gwiazda, jak kropla ciężkiego potu
nad zielonym, kolczastym porankiem zawisła w bezruchu.
Sfora wściekłych psów. Zapach nocnej roboty:
dym spalonego węgla, i kreozotu, i ścinki.

Lecz i pot wystygnie, koło piątej zetnie się lodem.
Ta właśnie godzina, o której się zdarza najgorsze.
Ktoś zapala papieros przygryzając usta:
kocha zużytą kurwę,
obojętną zupełnie na to, kogo akurat w siebie włoży.

Cyrkowe dziwadło, cichcem sprowadzone w ładowni
z egzotycznej krainy, połyka nagle, jak leki
język ojczysty, w ciemności do niego rzucony. Myśli:
oto idzie ratunek.
Śmierć odryglowuje klatkę.

Ktoś nie ma dokąd. A w mieszkaniach obudziło się światło –
bursztynowa przytulność obcych, szorstkich pobudek.
Zapałka się skończy. Ogień dotknie dłoni
i człowiek płonącą szczapkę upuści pod nogi.

Pociąg zasuwa po torach i z góry widać
jak niebo wczorajsze w szwach bezlitośnie się pruje.
Stoi człowiek naprzeciwko przestworzy.
Człowiek płonie. 
A nad nim zorza.
I niczego zorze nie trzeba.

 


Kateryna Kałytko (ur. 1982) – ukraińska pisarka i tłumaczka. Zdobywczyni prestiżowej nagrody literackiej im. Józefa Konrada-Korzeniowskiego w 2017 roku. Absolwentka dziennikarstwa na Akademii Mohylańskiej w Kijowie. Mieszka w Winnicy i Sarajewie. Znana polskiemu czytelnikowi za pośrednictwem tłumaczeń Anety Kamińskiej publikowanych w szeregu antologii:  30 wierszy zza granicy. Młoda poezja ukraińska (2012), Wschód – Zachód. Wiersze z Ukrainy i dla Ukrainy (2014) i Listy z Ukrainy. Antologia poezji (2016). Jej utwory były również tłumaczone na języki angielski, niemiecki, ormiański, litewski, słoweński, serbski, włoski i hebrajski. W 2021 roku została nominowana do Nagrody Literackiej Europejski Poeta Wolności 2022.

Oksana Oszowska (ur. 1983) – poetka, tłumaczka z języka ukraińskiego i polskiego, autorka tekstów na tematy społeczno-kulturowe; absolwentka filozofii, teologii i dziennikarstwa. Mieszka w Poznaniu. Miłośniczka poezji i fotografii, estetyczka i językowy wrażliwiec.

Ola Lewandowska-Ferenc (redakcja)