Andriej Żdanow – jeden wiersz

Drugi - Grabowicz Żadnow (1)
Ilustrowa: Tomasz Grabowicz

Andriej Żdanow – jeden wiersz

Jałowcowe nogi Marleny Dietrich

Mało kto o tym wie,

że Marlena Dietrich miała drewniane nogi.

Sękowate badyle z jałowca.

Zawsze nosiła ciemną długą suknię,

a to, co było pod nią skryte,

jak już wcześniej zostało powiedziane,

mogli zobaczyć nieliczni.

Kiedy śpiewała,

jak mówią,

jej głos wwiercał się słuchaczom w móżdżek

albo w inne gruczoły,

skryte przed oczyma prostego mężczyzny,

który wpadł do szynku napić się piwa

nie z potrzeby

napicia się piwa,

ale z zamiarem posłuchania cudownego głosu

za uczciwie zarobione reichsmarki.

W czasie swoich występów Marlena

po cichu skrzypiała pod aksamitem sukni

jałowcowymi nogami.

 

Mało kto wie,

że te długie sękowate badyle

wstawił pani Dietrich jeden z wielbicieli –

chirurg. Jego imię, niestety, skrywa

mrok historii. Wiadomo tylko,

że w 1935 roku prowadził prywatną praktykę

niedaleko Wiednia.

Dwupiętrowa willa otoczona jabłoniami

i akacjami.

Wyposażona była, jak na swoje czasy,

w nowoczesne laboratorium

i pomieszczenie,

w którym jego pacjenci przechodzili rehabilitację.

Wiadomo również,

że z jego usług w rożnym czasie,

oprócz Frau Madlen,

korzystali Sara Bernard i Alfred Nobel.

O Sarze Bernard też nie można powiedzieć,

że pokazywała komuś swoje kostki u nóg.

Herr Nobel zawsze nosił spodnie i wysokie oficerki.

 

Kiedy zostały opublikowane wspomnienia Marleny Dietrich,

a w nich wymienia się pewnego bezimiennego chirurga,

okazało się, że lubił podróżować.

Kiedyś porzucił na jakiś czas Austrię

i udał się w podróż po Rosji.

Było to w latach dwudziestych ubiegłego wieku,

a kraj wówczas nazywał się inaczej.

Krótko mówiąc,

znalazł się w nieznanych górach na Syberii i tam

postanowił dotrzeć do trudno dostępnego wodospadu.

Po co to jemu było –

on, zapewne, sam nie wiedział.

 

Łodziarz chętnie

przeprawił go przez nieznaną rzekę.

Jak później mówili starzy tubylcy –

kiedy maral nie chce, by mu odpiłowano poroże,

zaczyna opowiadać baśnie o tym,

jak powstał wszechświat,

aha,

przy czym gada do tego

ludzkim głosem…

 

A zatem

chirurg przeprawił się przez rzekę,

śmiało wdrapał się

po stromym brzegu,

który prościej nazwać – pionowym stokiem.

Dotarł do swojego wodospadu,

a w drodze powrotnej – to właśnie

on nazbierał kilka długich sękatych badyli.

„Świetne mogą z nich wyjść nogi dla Sary Bernard

albo Marleny Dietrich” –

pomyślał, wspinając się po skałach

i chwytając za twarde korzenie.

 

Przeprawiając chirurga z powrotem,

łodziarz błagał go, by się nie ośmieszał

i wyrzucił badyle do wody.

A chirurg tylko się uśmiechał i krótko, łamanym rosyjskim, odpowiadał:

„Świetne będą nogi”.

 

Okazało się,

że Marlena Dietrich straciła

swoje kończyny dolne i zwróciła się do nieznanego chirurga,

który (lecz ona o tym nie wiedziała)

był w niej zakochany do szaleństwa.

Przynajmniej na to wskazywał złoty medalik,

wyjęty podczas autopsji

z wnętrza żołądka chirurga,

po tym jak pozbawiono go życia,

w małym zacisznym obozie koncentracyjnym,

nieopodal Wiednia i jego własnej kliniki

w trochę mniej przytulnej komorze gazowej.

 

W jaki sposób Pani Dietrich straciła nogi?

Dlaczego przydały się jej jałowcowe badyle?

Na te pytania nikt do tej pory nie znalazł odpowiedzi.

Tylko ówczesny minister propagandy

zostawił w swoim dzienniku,

który znajduje się w jednej z prywatnych kolekcji,

krótki zapis:

„Marleno moja!

Bezlitosny głosie Boga!

Spać ani jeść nie mogę,

wpadłem w twoją niewolę

i czekam na zmiany jak pacholę.

A dzisiaj –

moje życie to pusta droga,

po której wciąż idę i idę,

opierając się na suchym kosturze”.

I z jakiegoś powodu postawił podpis i datę:

Paul Joseph Goebbels.

1937.04.15.

Na pewno chciał jej przekazać ten liścik,

lecz później przestraszył się albo zapomniał.

 

W każdym razie:

Jałowcowe nóżki –

cud prosto od wróżki,

gdy Bogowie takie nóżki mają

Niebiosa nimi obuwają.

 

Kiedy odnaleziono ten dziennik,

literaturoznawcy nie mogli wyjść z podziwu:

z tekstu rysował się nie portret Marleny Dietrich,

a Edith Piaf,

jednak,

nie można było już niczego

jednak,

nie można było już niczego zrobić…

 

przełożył Tomasz Pierzchała

 

Andriej Żdanow (ur. 1967) – poeta, prozaik. Absolwent fakultetu z języka rosyjskiego i literatury na Nowosybirskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Pracował jako dyrektor kreatywny w kilku agencjach reklamowych, redaktor naczelny gazety „Konkurent” (Nowosybirsk–Krasnojarsk–Irkuck) oraz kierownik serwisu prasowego na Syberyjskim Festiwalu Biegu. Obecnie jest dyrektorem artystycznym festiwalu „Tri worony”. Wiersze i opowiadania publikował w antologii Niestolicznaja litieratura, czasopismach „Wozduch”, „Kto zdies’?” i „Lira Kawkaza”, w nowosybirskiej prasie oraz w internetowym magazynie „TextOnly”.

Tomasz Pierzchała – poeta, tłumacz. Zajmuje się współczesną polską, rosyjską, ukraińską oraz anglojęzyczną poezją i małą prozą. Nagradzany i nominowany w kilku ogólnopolskich konkursach poetyckich. Jego przekłady i wiersze można znaleźć w czasopismach i projektach literackich, takich jak: „Arterie”, „Inter-”, „Die Piard”, „Wizje”, „Helikopter”, „Kontent”, „Obszary Przepisane”, „Wakat”, „Lyrikline”, „Soloneba”, „Artykulacja”, „Лиterraтура”, „Four Centuries” (Essen), „Wozduch” (Moskwa), „Translit” (Petersburg), „Łystok” (Kijów), „Russkaja Poeticzieskaja Riecz” (Czelabińsk), „Kontekst” (Charków), „Cyrk «Olimp» + TV” (Samara). Działa między Świdnicą i Lwowem. Więcej o nim i jego tekstach pod adresami: https://tompierzchala.wordpress.com/ i Facebook.

Ilustrację wykonał:

Tomasz Grabowicz (ur. 1992) – uczeń Szkół Artystycznych ROE na kierunku grafika komputerowa, absolwent studiów filozoficznych. Wyraża się poprzez projektowanie mody miejskiej. Fan street artu oraz hip-hopu. Instagram: @zakazciszy