
Wojtek Zamysłowski – trzy wiersze
czystka
spaliłem w sobie lasy Amazonii, w głuchy pień wyrżnąłem Azję mikroflory,
strułem narkotykiem spokojny Pacyfik i począłem kruszyć w
sobie lody północy…dział się tylko Oświęcim, tylko katastrofizm ― bez powodu, sensu, nadziei,
nie doznając pociechy w mętnej klatce myśli, chciałem tylko się zniszczyć, bo to
było czymś etycznym ― część o złu we mnie przemilczmy, ciskam eufemizmem
utajając elipsę: byłem nad płomienność ognisty, we mnie niszczała przyszłość,
bez myśli i zmysłów ― czysta destrukcyjność; na pohybel sobie, na pohybel wszystkiemu:
zacznij czystkę od siebie, zasil własne płomienie ― oddałem się temu jednemu
naciągana świętość ― wmówiłem ją sobie ― misję „wznieć płomień na każde-cokolwiek”
bez selekcji i spojrzeń w oczy ofiar krzyczących, mój fanatyzm miał mnie zbawić, miał
ich zbawić od piętna ― ― nie wiedziałem, że wszystko w tej dziwnej pogoni winno żyć
do sedna, do ostatniej kropli ― ―
do śpiewania w zimie
nie ma sen, nie ma ja, mnie nie-ma wchłonęła tak ― by jęk nie wybrzmiewał ― ―
wobec brakło gdzie, chronologia pękła ― jakieś-drżenie chce krzyczeć, chce śpiewać.
oto dowód: krew (po tym się poznaje), oto dowód chłód, nagła igła tętna, ale żeby
cokolwiek takiego, jak pamięć ― za co karę, za co ulotnienie pokutą? niedołężność
jak z Leśmiana wydarty, koślawymi domysły marzyłem kikuty, by uciec gdzie-bądź,
ale nie znalazłem pod stopami ziemi, by się odbić, ani czasu by się po nim wspiąć
myśl: klasyczny Różewicz ― spadam tylko w niebyt, tylko marznę, kruszeję i gasnę.
zaniknąłem do próżni, teraz znów się formuję ― czuję ― może mniej parszywe…
ale nie wiem jeszcze ― jak i gdzie, w czyje imię ― ― ― umieścić Ciebie, żywe
kapitan
pogroził tylko fantomową flotyllą,
gdy jął wypływać utknął w porcie przez flautę
był sobie sterem, żeglarzem i okrętem,
ale to ja byłem wiatrem ― ―
rojonym ogniem w ambrazurę celował
wściekle poddany łoił wręgi dziobowe
lał naftą koje, by płonęły doszczętnie
ale to ja byłem ogniem ― ―
przeciążył burty dział nadmiarem ogromnym,
jak gdyby miało mu przyjść strzelać do kogo
chciał honorowo iść na dno z marzeniami,
ale to ja byłem wodą ― ―
przestrzeż żeglarzy morskich, te przesądy,
że dla Neptuna łyk zawsze się znajdzie,
nie bez powodu wierzy każdy kapitan,
co szalał w porcie przez flautę ― ―
Wojtek Zamysłowski – urodzony w wieku 27. lat;. Poeta, wokalista, gitarzysta, dramatopisarz i dramaturg. Student polonistyki UW. Publikował między innymi w eleWatorze, Tlenie Literackim, Przydrożach. Dotychczas wystawił jedną sztukę pod tytułem Korba, podejmującą problematykę ontologii cytatu i jego wartości w ponowoczesnym świecie. Metafizyczny ironista, metafizyczny performer: to chyba najlepiej opisujące go [zasłyszane] określenia, [bo kto jest w stanie rzetelnie mówić o samym sobie]? Pracuje obecnie nad kolejną sztuką teatralną jak i książką poetycką. Inspiruje się między innymi twórczością Norwida, Joyce`a, Witkacego, Schulza, Leśmiana, Goethego, Quentina Tarantino, Toma Waitsa, Jimiego Hendrixa, [btw. twierdzi, że Hendrix jest aniołem]. Hobbystycznie miłośnik i hodowca ptaków, żeglarz i narciarz.
Dominika Czarnecka – hobbystka (grafika, komiks). Ig: @basgroua