Weronika Stencel – opowiadanie

Ilustrowała: Marysia Rękawek

Weronika Stencel - opowiadanie

Tajemnica murów 

Mimo tego, że niania Parafol nie cieszyła się twoim uznaniem, posłuchałaś jej zamiast mnie. Zacznę jednak od samego początku tej historii, jakbyś była czysta i jędrna, a niania Parafol posłuszna i pełna słodyczy, obserwująca naszą rodzinę przez lejący się, złotawy miód jej charakteru.
Od lat planowaliśmy wybudować dom, i przypomnę, że był to twój pomysł, kiedy zmysłowym krokiem objęłaś moje oczy w ogrodzie mojej świętej pamięci mamki. Szepnęłaś, że jestem do tego stworzony, że wyobrażasz sobie, jak remontuję sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych i pomiędzy moje nogi wsadziłaś rękę, udając gałąź, która muska dojrzały owoc. Wiem, że kompletnie nie nadaję się do budowania domu, ale wtedy, wśród rodzinnego agrestu, pod nogami mając wydeptaną ścieżkę, gdzie przechadzał się podstarzały kundelek Pimpo owiany świeżym powietrzem i przytulony słońcem, uwierzyłem w to, co mówisz. Zgodziłem się na twoje marzenia, gdy usiadłaś okrakiem na moich kolanach. Umowa między nami była gotowa, a spod twojej spódnicy wypełzła jakby klauzula, przenikliwy impuls i zastrzeżenie, bym zbudował coś w tobie. Często miałem takie wrażenie w tamtych latach, gdy nasze małżeństwo było jeszcze nieco gładkie, naiwne. Twoje ciało było momentami jak mur, który musiałem burzyć, by od razu budować w tobie przekonanie, że jesteś tego warta, że oboje wiemy, czego chcemy, w końcu, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Myślałem wtedy o moich rodzicach, którzy rzadko się uśmiechali i o ruinach jakiegoś potężnego zamku, który kojarzył mi się z seksem.
Przed oczami zawirowały mi cegły domu rodzinnego, bo oparty o murek czułem na plecach jego przeszywający chłód. To samo zimno otaczało mnie w dzieciństwie, gdy ukryty w ogrodzie mamki wpychałem w usta niedojrzały jeszcze agrest i czekałem na wracającego z pracy, strudzonego ojca. Zaraz po zjedzeniu ogórkowej wchodził do sypialni i doprowadzał mamkę do głośnych jęków. Aż drżały ściany! Jako strudzony urzędnik robiłem więc to samo, uważając to za moje podstawowe zadanie. Rozpocząłem z tobą energiczny seks, uderzając plecami o ścianę domu rodzinnego, a z każdym twoim jękiem upewniałem się, że oboje tego pragniemy. Zastanawiałem się wtedy, czy niania Parafol pilnująca naszej pięcioletniej córki Bernadetty nie wychyla się ukradkiem z okna, by przysłuchiwać się naszym rozkoszom z miodowymi łzami wzruszenia. To wbudowałoby w Bernadettę potrzebę niewygodnych pytań. Już wtedy czułem, że pani Parafol syci się naszą rodziną. Nasze plany pobudzały ją do działania i lepszego wychowywania Bernadetty pod twoją nieobecność, kiedy wyjeżdżałaś za miasto w niezrozumiałych dla mnie interesach. I choć lubiłem twoje powroty, gdy nieco mocniej wczepiałaś się paznokciami w moje rozdygotane ciało podczas seksu, wiedziałem, że pani Parafol rozrzuciła w pokoju swoje drgające spojrzenia. Otaczała nas zewsząd i budowała w sobie przekonanie, że rośnie w siłę. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co planuje i do czego jest zdolna, ale widząc jej klejący wzrok skierowany w twoim kierunku, spuszczałem moje oczyska najniżej, zapuszczając się w ogród, zapuszczając się mocno w twoje ciało. I było mi lepiej, czułem mocniejszą rozkosz, gdy tylko pomyślałem, że zrujnuję nianię, a po seksie z tobą leżałem spocony na skoszonym trawniku, patrząc na zachodzące słońce.
Dwa lata później, dokładnie cztery dni przed moimi urodzinami, kiedy dwoje robotników o poczciwych oczach objęło mnie w geście podziękowania za dotychczasową pracę, mieliśmy już pierwsze ściany naszego nowego domu i zastanawialiśmy się nad kolorem dachu. Byłaś wtedy szorstka i niedostępna. Wiedziałem, że nie podoba ci się, że wynająłem specjalistów, że pocą się własnym potem w obrębie naszego domu, że mnie szanują i dogadują się ze mną w najdrobniejszej sprawach. Nie umiałaś znieść, że każdego poranka przynoszę im świeże banany, że w porze obiadowej piję z nimi herbatę z termosu, a ręce mam świeże, gładkie i czyste. Rujnowałem cię po trochu, jednocześnie rozważnie budując dla nas gniazdko, gdzie również Bernadetta i pani Parafol czułyby się bezpiecznie. Wyjeżdżałaś wtedy często, a w swojej marynarce garbiłaś się i flaczałaś na oczach całej rodziny. W twoich oczach widziałem zawód, chciałaś patrzeć na moje błędy, na mój brak wiedzy, kiedy umorusany materiałami budowlanymi siedziałbym na tyłach domu, sadząc agrest – symbol mojego gryzionego, soczystego dzieciństwa, smak wstydu i utrapienia, z którym widocznie było mi do twarzy. Jestem przekonany, że między innymi dlatego zatrudniłaś panią Parafol. Widziałaś moje szczere uczucia, kiedy pierwszy raz odwiedziła nas jeszcze w ogródku mojej świętej pamięci mamki. I choć pragnąłem nie wciągać w to Bernadetty, zauważyłem, że odkąd zajmuje się nią niania Parafol, podszczypuje swojego chomika, Charliego, że oblizuje noże i w sekrecie próbuje posadzić w naszym ogródku kisiel truskawkowy. Była nerwowa i pełna niepokoju. Wzruszałem się na myśl o rozlewającej się na boki kisielowatej roślinie, którą w odpowiedniej porze trzeba by było przelać do szklanki i przejąłem się, gdy na grządce wyrósł dziwny chwast. Obserwowałem go nawet, choć w głębi duszy wiedziałem, że kisiel nigdy nie urośnie, a Bernadetta niedługo o tym zapomni. Coś jednak nie dawało mi spokoju i obserwując, jak podlewa miejsce, gdzie rozsypała proszek, po cichu jej kibicowałem. Byłbym nawet gotów uwierzyć w istnienie tej rośliny, byleby uszczęśliwić moją córeczkę.
A potem nagle to. W przeddzień moich urodzin, wchodząc do jednego z ledwo postawionych pokojów naszego nowego domu, nakryłem cię z panią Parafol. Klęczałaś na ziemi, a ona, siedząc na taborecie za twoimi plecami bez bluzki, opierała swoje zwisające piersi o twoje ramiona. Pewnie nie wiesz, że to widziałem, bo właściwie bezgłośnie wszedłem i wyszedłem, a obie miałyście oczy zamknięte, pogrążone w odmętach ciemności i świata dla mnie niedostępnego. I wciąż mam przed oczami ten obraz, który z jednej strony można by potraktować jako osobliwą medytację kobiet, zaś z drugiej strony jest w tym coś niezrozumiale czułego, jakbyś zamieniła się w biustonosz pani Parafol i dźwigała jej pomarszczone, biedne piersi, które przez lata cierpiały ucisk. Widziałem w tym także wasze zespolenie, jakby wasze blade ciała stały się ścianą nie do przebicia. Nieraz myślałem, że w jakiś sposób ma to pomóc Bernadettcie, choć nie mam jasnych argumentów, dlaczego. Może w symboliczny sposób pragnęłaś przekazać siły niani Parafol, by potem z czystym sumieniem wyjechać, wbić się znowu w twój ponury garniturek i opuścić nasz dom, zapadając się w pracy. Może chciałaś zbudować w pani Parafol przekonanie, że da radę jeszcze przez jakiś czas dźwigać Bernadettę, a muszę przyznać, że to całkiem możliwe, bo nasza córeczka do ósmego roku życia była przez nas noszona, przenoszona, przekładana. Jak rzecz.
Długo zastanawiałem się, czy ta scena, w której pani Parafol kładzie na twoich ramionach piersi, jest dla mnie znacząca, czy coś rozwiązuje lub zawiązuje. Tego samego dnia, wieczorem leżeliśmy w pustym, nieogrzewanym pokoju, w którym znajdował się jeden materac. Całą noc, tuż przed moimi urodzinami gładziłem się po swoich piersiach i wyobrażałem jak wylewam na nie kisiel truskawkowy, a gdy tylko zastyga, wstaję i prezentuje ci nowy, czerwonawy biustonosz z kawałkami owoców. Nie umiałem zasnąć, tym bardziej, że o kilka centymetrów ode mnie leżałaś ty, a wraz z tobą twoje ramiona, które przed chwilą dźwigały piersi pani Parafol. Gdy tylko obróciłaś się do mnie w ustach mając słodkie „dobranoc”, chwyciłem twoje sutki i zacząłem gładzić obie piersi, jakbym zacierał tynk pacą z gąbką, jakbyś miała świeżo wyschnąć, zastygnąć. I choć głośno jęczałaś, a z twoich ust leciała ślina, nie byłem pewien czy tynkuję cię odpowiednio, czy wytrzymasz. Myślałem wtedy o pani Parafol i o tym, że dzisiaj nie dotknę twoich ramion, które symbolicznie dźwigają piersi naszej niani. Mój penis twardniał. Czułem wstyd i zakłopotanie, a gdy tylko mnie takiego widziałaś, jęczałaś coraz głośniej. Bałem się, że przyjdzie do nas zaniepokojona Bernadetta, a wraz za nią przecierająca zaspane oczy, pani Parafol, a jednocześnie czułem nadchodzący orgazm. Usta zatkałem ci penisem, a w twoich oczach zobaczyłem to, co już dawno w sobie miałaś, lęk przed sobą samą, zrujnowanym zamczyskiem, które syciło się moim zakłopotaniem i twoim triumfem, który dzieliłaś teraz z panią Parafol. Lubiłaś to. Nad ranem, przecierając moje zaspane oczy, wpatrywałem się w twoje czerwone, nabrzmiałe sutki i ciężki sen, byłaś blada i niedostępna, zamknięta w jaskiniach swoich oczodołów. Murowałem cię całą noc.
W końcu wstałem, a idąc do nie wyremontowanej jeszcze kuchni poczułem podejrzany zapach przytłaczających, różanych perfum. Na środku, przy stole ujrzałem zaspaną nianię Parafol, która uśmiechnęła się na mój widok i rzekła:

– Wszystkiego najlepszego, Romanku.

W mojej głowie zawirowało, tak, że musiałem chwycić się lodówki. Uderzyło mnie „wszystko” i „najlepsze” pochodzące od tej bezwstydnej kobiety. Co miała na myśli? Poczułem się też jak pomniejszony Romanek, choć już czterdziestoletni.

– Dziękuję – bąknąłem i zaraz tego pożałowałem, bo właśnie dzięki odpowiedziom zawiązują się pomiędzy ludźmi rysy relacji, linie komunikacyjne i zależności. Chciałem jak najszybciej uciec, choć nie uśmiechało mi się wracać do twoich skażonych ramion rozrastających się w naszej prowizorycznej sypialni. Niania Parafol kontynuowała:

– Bernadetta udusiła w nocy Charliego.

Przystanąłem, zamurowany i niedbałym ruchem ręki odgarnąłem z oczu moje siwe włosy.

– Jak to, udusiła? – wysyczałem i znów oparłem się o lodówkę, która stanowiła w tym pomieszczeniu jedyną oznakę kuchenności. Bez niej, moje spotkanie z nianią Parafol byłoby o wiele trudniejsze, bo kontekst jadalni trzymał mnie jeszcze w pionie, dawał nadzieję na rozmowy normalniejsze, spokojniejsze, gdzie pomiędzy słowami mógłby pojawić się przegryzany pomidor czy ogórek.

– Ostatnio jest rozdrażniona. Dużo dźwiga. – odparła niania i złapała się za swoje ramiona, które powolnymi ruchami zaczęła masować. Pomyślałem wtedy, że to znak, że powinienem położyć na jej ramionach moje lekko wystające piersi i zamknąć oczy. Zrobiłem krok w jej stronę, ale gdy tylko postawiłem nogę na podłodze pełnej białego pyłu, zgasiłem swoje szalone myśli i przesadnie wyprostowany przystanąłem naprzeciwko pani Parafol jak poniżony uczniak, Romanek.

– Co dźwiga Bernadetta? – wypaliłem i czekając na jej odpowiedź, zrobiłem krok w tył, znowu łapiąc się ratunkowej lodówki, jakby bliskość sera i sałaty wewnątrz pomagała mi się uspokoić.

Pani Parafol nie odpowiedziała na moje pytanie, tylko lekko się uśmiechnęła, tak samo, gdy życzyła mi „wszystkiego” i „najlepszego”, a po chwili, gdy już miałem wychodzić, powiedziała drżącym głosem:

– Dobrego dnia.

Co za absurd. Czym jest „dobry dzień” w obliczu wieści, że moja córka zabiła chomika? W szamotaninie myśli doszedłem do przedpokoju, gdzie spotkałem Bernadettę, lekko przygarbioną, lecz w pełni radosną, która wykrzyczała w moją stronę:

– Wsystkiego najlepsego, tato!

Jej oczy błyszczały tak jak zwykle, a włosy pachniały oliwką i chipsami cebulowymi, które zjadała po kryjomu w łóżku. Nie powinna seplenić. Podniosłem ją do góry i potrząsnąłem tak, jakby z jej ciała miała wypaść prawdziwa Bernadetta, moja córka, która nie udusiła Charliego, która nie zna jeszcze pani Parafol, która nie wie, czym jest kisiel truskawkowy. Nic takiego się jednak nie stało, a ja zrozpaczony wykrzyknąłem:

– Dziękuję, córeczko! Dobrego dnia!

I uciekłem do naszej prowizorycznej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Tam zastałem ciebie, leżącą nago na materacu. Miałaś lekko rozkroczone nogi i rozchylone wargi, jakbyś jednocześnie była przygnębiona i ponętna. Czekałaś, kiedy wejdę i wsunę w ciebie członek. Na łóżku siedziała pani Parafol, która trzymała cię za rękę. Nie było to jednak zwykłe trzymanie, ale linia głębokiego porozumienia, jakby trwałej glazury. Zanim zdążyłem podbiec i się zdenerwować, niania zwróciła się do mnie:

– Panie Romanie, powiedziałam pańskiej żonie o śmierci Charliego. Teraz udźwigniemy to razem.

Przystanąłem zrozpaczony i patrzyłem na ciebie, kiedy powoli wstajesz, ukazując w pełni nagie ciało, odgarniasz włosy z czoła i masujesz skronie. Podeszłaś do okna i długo w nie patrzyłaś, a na naszym materacu w bezruchu siedziała pani Parafol, która uważnie na ciebie patrzyła. I wtedy poczułem, że kruszę się, sypię, moja budowla wewnętrzna upada. Nie mogłem tego wytrzymać.

– Pani Parafol, proszę wyjść, potrzebuję porozmawiać z żoną!

Niania ani drgnęła, liżąc cię wzrokiem, zaś ty, odwracając się, powiedziałaś cicho wprost do mnie:

– Roman, to nasza wina. Zamurowaliśmy się na wiele nocy, jesteśmy już bardzo daleko od Bernadetty. Zaniedbaliśmy rodzinne obiady, nasze dziecko coraz częściej je tylko kisiel. Nie rozmawiamy, uprawiamy ciągle seks. Jakie przekonanie chcesz we mnie zbudować, że wciąż jesteśmy młodzi, że Bernadetta nie istnieje?

Wiedziałem, że to początek naszego końca. I wtedy odwróciła się do mnie zrozpaczona pani Parafol, która dorzuciła:

– Panie Romanie, nie chciałam. Pomyślałam, że wspólnie możemy zamurować w tym domu chomika, jeszcze dzisiejszej nocy.

***

Kolejnych zdarzeń nie pamiętam, wymazałem je z pamięci, tak jak fakt, że odstąpiłem od budowania naszej rodzinnej codzienności. Uciekłem.

Nie udźwignąłem cię, gdy doszło do mnie, że to ty byłaś panią Parafol, a ja wraz z Bernadettą rozszczepiłem cię na dwie osoby. Nianię wymyśliła nasza córka. Jak to możliwe, że przez cały czas wypierałem fakt, że zbliżasz się do samej siebie i masz tego wszystkiego dość? Kochałem cię i nienawidziłem jednocześnie.

Po latach powiedziałem Bernadettcie, że w naszym starym domu, zaraz po śmierci Charliego, zamurowałem panią Parafol. Lubimy żartować, że oboje jesteśmy zbrodniarzami, dzięki temu moja córka unika traumy z dzieciństwa. Czasem pyta, czy utrzymujemy ze sobą kontakt, skoro pani Parafol już nie ma.

Odpowiadam, że nie. Czasem myślę o twoich obolałych ramionach, ale całkiem oddzielnie od ciebie samej. Są jak stropy naszego niewybudowanego domu.

Weronika Stencel – pisarka, klaunka, rysowniczka i scenarzystka filmowa. Autorka nadchodzącej książki “Obiturianci” (wyd.Nisza). Kreuje własną, makijażową klaunotekę. Redaktor naczelna www.musisieukazac.pl. Współzałożycielka Radia Klang, autorka wielu słuchowisk z wiolonczelą i audycji literackich. Stworzyła tekst do filmu Deserowy jamnik i scenariusz do powstającego filmu Pomagacze. Pracuje w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie, zajmuje się promocją kultury i literatury, prowadzi Radio Rajska.

Marysia Rękawek – ilustratorka i graficzka z Warszawy. Oddana fanka graficzek, graficzek i dada. Współtworzyła pierwsze w Europie i pierwsze w Płocku (!) Muzeum Memów. Rysuje niepoważne komiksy, ilustruje poważne historie.