Cierpliwość
„Cierpliwość polega na tym, aby nie przekształcać cierpienia w zbrodnię.
Wystarczy już przekształcenie zbrodni w cierpienie”.
Simone Weil
Siedzę obok ciała. Myślę o plakacie, na którym włożono w usta Gagarina triumfalne: „Boga niet!”. To ciało jest ciepłe, żywe, ale chore. Kubek ma temperaturę ciała. Pielęgniarka ma fajną dupę – i to trzeba sobie uczciwie powiedzieć.
Szpitale są dobre, od dziecka lubiłem szpitale. Matka była pielęgniarką. Mój boże – szpitalne łóżka, sale, korytarze, bary, kioski, windy, ochronne worki na buty… Szpitale. Upierdliwy, niepokojący zapach. Trochę jak zapach mijanych na chodniku przechodniów: wstrzymywanie powietrza co chwilę – żeby tego nie wdychać, nie oddychać nimi. No a przecież w szpitalach jest kondensacja, zagęszczenie; raczej kwadrat niż pierwiastek. Całe to chore towarzystwo. Starcy bez płci – z tymi swoimi spacerami, z tym snuciem się. Już nie: „jak” smród po gaciach; ale normalnie, legalnie „ze” smrodem w gaciach! A nawet jeśli nie, to i tak roznoszą, rozwlekają za sobą to coś.
Na oddział matki (pielęgnacyjno-opiekuńczy) zaglądałem, mimo wszystko, często. No a tam ciągle – jak nie umierali, to srali. Srali na potęgę – niestety. I z tym nie bardzo mogłem sobie poradzić. Chociaż, w najgorszym razie, byłem tylko świadkiem – nie musiałem nic robić… Nieprzerwanie przez tych kilka lat, kiedy tam mama pracowała, na oddziale była przynajmniej jedna, dwie osoby, które ze swoimi ekskrementami wyprawiały rzeczy trudne do wyobrażenia. Wyrzucenie zużytego już pampersa na środek sali albo wysmarowanie się „na brązowo” było wyczynem dość banalnym. Posiadający najwyższe stopnie Gównianego Wtajemniczenia potrafili pokryć „tym” każdy centymetr nie tylko siebie, lecz także swojego łóżka. Albo wspomnianego pampersa, szczypta po szczypcie, rozmienić na drobne. I ukwiecić aromatycznymi płatkami spory kawał otoczenia.
O co z tym gównem chodzi – nie wiadomo. To może mieć coś wspólnego z dziećmi. Bo dzieci w „brązowe” też są nieźle zamieszane. Ma to u nich chyba jakiś związek z fazami rozwoju – że niby nie chcą się rozstawać z częścią siebie czy coś… No i u tych coraz wyraźniej umierających, tych starców na powrót stających się niemowlętami, to także może mieć z tym związek. Jakby próbowali ograniczyć rozpad, zatrzymać przy sobie każdą swoją część; a jeśli to niemożliwe – zamieniać świat na siebie, oznaczać go sobą…
Na oddział matki zaglądałem, mimo wszystko, często. Głównie przez to umieranie – dobrze wiedzieć, że jest. Tak na wszelki wypadek; żeby się czasem w głowie od nadmiaru szczęścia nie poprzewracało. Bo kiedy się o czymś nie chce wiedzieć, to różnie bywa.
Przeszło pół wieku temu Neil Armstrong podobno stanął na Księżycu. Nie jestem pewien, nie było mnie przy tym. Teraz także – jestem raczej w innym miejscu. I jestem zmęczony. Chciałbym zniknąć, a patrzę w ciemną zawartość papierowego kubka przede mną; na szczęście nie mogę się w niej odbić… Armstrong na Księżycu – zawsze zastanawiałem się, co na to Mały Książę. Co mógł sobie o tym pomyśleć – czyż nie był to początek końca? Świat skradł mu jego historię, świat przeszedł na drugą stronę. Przestaliśmy marzyć?
Mały Książę nie wiedział, że będzie Internet, youporn i boty. Mój boże, zamiast Liska – bot, zamiast Pilota – bot, zamiast Róży – bot. Mały Książę nie wiedział, że wszyscy umrzemy na raka i że będzie można wydrukować działające, sztuczne serce. Mały Książę nie wiedział, że Róża to w gruncie, bardzo grząskim – jak mówi poeta – ale jednak gruncie rzeczy, szmata. Kurew. Pizda po prostu, którą na youpornie miał, kto chciał; własnoręcznie i na własne oczy. Mały Książę nie wiedział, że jest dziś zdelegalizowany, bo już nie wolno nikogo tytułować, a zwłaszcza chłopców, bo to uraża dziewczyny, bo dziewczyny są najważniejsze i chyba trzeba się modlić, żeby zamieniły się w pszczoły, bo jak dojdzie do dzieworództwa, to Parlament Europejski nareszcie zakaże używania pestycydów…
Boga nie ma. Ale jest obok mnie ciało. Kiedy tylko mogę – dotykam, całuję i wącham je; najczęściej zaraz po wyjściu pielęgniarki.
Czytam mu Małego Księcia i milczę o botach. Czuję się wtedy, jakbym zasypiał na bezludnej wyspie; szczęśliwy, spokojny, cierpliwy. Cierpliwy. Cierp…
Patryk Czarkowski (ur. 1982 w Białej Podlaskiej) – poeta, autor opowiadań. Publikował między innymi w: „8. Arkuszu Odry”, „biBLiotece”, „Frazie”, „Tlenie Literackim” i „Zeszytach Literackich”. Napisał dwie książki poetyckie: Precyzja roślin (Universitas, Kraków 2015) i Czekamy (WBPiCAK, Poznań 2017). Mieszka w Krakowie.
Anna Grochowiak (ur. 1993) – studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę magisterską zamierza napisać o poezji. Miłośniczka wszystkich zwierząt. Interesuje się przede wszystkim kinem; rysowanie i (szczególnie) malowanie to zaniedbane hobby, do którego bardzo chce wrócić.