Mallory – jedno opowiadanie

Ilustrowała: Marysia Jeleńska

Mallory – jedno opowiadanie

Nie wychodzić na podwórko w godzinach rannych

W jego życiu były dwie kobiety. Może więcej. O dwóch mówią pamiątki, które się zachowały. Jedną była pani H z pocztówek. Pani H miała syna (wiemy to z pocztówki świątecznej, z której dowiadujemy się też, że pani H była zbuntowanym aniołem – podpisuje się: H z Milagros) i czasem nie miała zasięgu w telefonie (wiemy to z pocztówki wysłanej z Bornego, bardzo osobistej i osobliwej zarazem, pokazującej parę ubraną w dżins i odrobinę czerni, całującą się na pomoście, w sytuacji niewątpliwie intymnej, a nad nimi, na pocztówce, widnieje napis: „Czekam na tę chwilę”, z czerwonym serduszkiem zamiast kropki nad „i”). Pani H miała też bardzo cienkie brwi – to były raczej pęknięcia w czaszce niż brwi. Jej usta, kiedy się uśmiechała, były bardzo ładne, nie za szerokie, nie za wąskie, a przy nosie formowały się wtedy bruzdy uwydatniające pogodny wyraz twarzy, oczy uśmiechały się asymetrycznie. Za to w stanie spoczynku wargi, a – idąc w ślad za nimi – wszystkie mięśnie twarzy, wyrażały, jak się zdaje, grymas – pogardy, czy też zniesmaczenia. Była za młoda, żeby mogło to być z jej winy, a poza tym przy jej jasnych, wyrazistych oczach miało to nawet swój urok. Była raczej lekkim duchem. Nie pamiętała i chyba nie czuła potrzeby pamiętania kodu pocztowego. Raz tylko uzupełniła dwa pierwsze okienka, wpisując dwa zera (oczywiście nie był to szczególnie trafiony strzał) – jeżeli ta pocztówka też była od niej. Zgadzałby się obrazek – znowu para w intymnej sytuacji, tym razem na masce samochodu terenowego, znowu dżins (choć może tym razem to już bardziej jeans – na górze ona ma satynową bordową koszulę, on skórzaną kurtkę), nad nimi podpis: „Tylko z Tobą”, a na dole pocztówki – linia z serc. Trudno tylko stwierdzić, czy charakter pisma jest ten sam – tym razem są to drukowane litery, pisane w pośpiechu: „ZADZWOŃ PO NIEDZIELI | TELEFON O/K !!!”.Podpis też wydaje się krótszy – może jest zwyczajnie niepełny(nerwy by to usprawiedliwiały). Jego nazwisko i adres wyglądają na zapisane podobnie jak w przypadku pozostałych pocztówek. Możemy więc chyba przyjąć, że to właśnie pani H chciała się z Nim pilnie skontaktować. Jeśli dobrze łączę legendy rodzinne, to by się składało w pewną całość. Pani H prawdopodobnie była tą poważnie chorą wybranką Jego serca (nie pamiętam szczegółów choroby, nie chcę skłamać) i wkrótce potem zmarła.

Była też Pani od państwa B. Nie wiem, jak wyglądała, chociaż widziałam ją na Jego pogrzebie. Niewiele z tego dnia pamiętam. Zostało mi w głowie to, że potwornie płakała. Wykorzystanie określenia w rodzaju: „wylewała strumienie rzewnych łez nad jego grobem” nie byłoby tu żadnym nadużyciem. Pamiętam też, że widząc te jej rzewne łzy, głównie miałam ochotę jej przyłożyć. I zdaje się, że przyszła z mężem. Z tym samym mężem, którego dłonie są na zdjęciu z Wigilii 2004. „To Twoje ostatnie posiedzenie u mnie w domu” – ostatnie, bo najniedawniejsze czy definitywnie ostatnie? Wiem, że później do siebie dzwonili. Kiedyś, kiedy miałam pewnie niewiele ponad dziesięć lat (a dziesięć lat kończyłam w 2004), dałam Mu na święta obrazek czy jakieś zdjęcie w ramce. Na obrazku był werset o narodzinach Jezusa. Rodzice mi potem powiedzieli, że dzwonił do niej i czytał jej ten werset, a ona Mu powiedziała, że chyba oszalał i śmiała się do słuchawki. Dlatego zapamiętałam. I może dlatego, a nie przez hipokryzję, jak mi się wydawało wtedy, i jak mi się dzisiaj wydaje, chciałam jej przyłożyć tamtego dnia – wyśmiała mój prezent – ? Ale jeśli nawet to była definitywnie ostatnia wigilia u niej (teraz wiem, gdzie był, kiedy go nie było – i może to dlatego chciałam jej przyłożyć?), to jaki był powód zakończenia wizyt? Czy to przez coś, co mogło się wydarzyć w wigilię 2003? Coś oprócz tego, co jasno wypisał na kartce? Było w ogóle tak, jak napisał? Według punktu pierwszego, siedział w domu do 15. (co nie kłóciło się z punktem szóstym, a więc NIE WYCHODZIŁ W GODZINACH RANNYCH NA PODWÓRKO), według kolejnych – umył się, ogolił i „posprzątał mieszkanko”, potem odkurzył pokój mamy i swój, NIE PIŁ ALKOHOLU ANI PIWA, czekał na kontrolny telefon od państwa B i w końcu – przyszedł trzeźwy do „Myszki” (która, jak możemy domniemywać, jest tą samą osobą, co Pani od państwa B, płaczącą rzewnie na pogrzebie, której teraz to już naprawdę nie wiem, dlaczego chciałam przyłożyć). Oczywiście. Musiało tak być. Inaczej skąd wzięłaby się fotografia z wigilii 2004?

Ostatnią pocztówkę znalazłam w swojej skrzynce. Brak kodu pocztowego, zamiast adresu – „UWAGA”. Treść wiadomości była zdawkowa:

W godzinach rannych na podwórku snują się lekkie duchy.

 

Mallory (ur. 1994 r.) – pod pseudonimem jeszcze nie publikowała.

Ilustrację wykonała:

Marysia Jeleńska (20 lat) – z Warszawy, studiuje Communication Design oraz Domestic Design w School of Form w Poznaniu. W wolnej chwili zajmuje się historią sztuki i designu. Uwielbia chodzić po muzeach i przesiadywać w nich długie godziny. Interesuje ją także fotografia – gdzie tylko może, zabiera ze sobą aparat. Lubi jazdę na nartach. Jest instruktorem narciarstwa i jeśli tylko ma taką możliwość, wyjeżdża na obozy narciarskie. Instagram: @marysiajelenska