Małgorzata Kośla – opowiadanie

Ilustrowała: Paulina Mitek

Małgorzata Kośla – opowiadanie

Złotówka na Big Milka

Mam ją. Wyprosiłam. Idę. Trzymam mocno w dłoni, aż bieleją mi palce, wyciskam z wnętrza pot od upału jak czosnek przez praskę, bo dziewczynki nie mają kieszeni. Mają obcisłe leginsy przed kolanko albo spódniczki, spod których widać bawełniane majtki z bazaru. Ja mam z hipopotamem na przodzie. Szczęśliwy jest ten hipopotam, taplający się w różowym bajorku na moim wzgórku łonowym, gdzie nieśmiało rosną pierwsze ciemne włoski, które później będę golić z nienawiścią. Teraz wiem tylko tyle, że są miłe w dotyku.

Takie majtki wybrała mi mama, a mamie zaproponowała ruska, u której sama mogłam dobrać pierwszy stanik. Idę ze swoją złotówką. Do sklepu „u Rysia” mam niedaleko, rzut beretem, jak mówi tata, którego nie było przy tym, jak kolega rzucił mój beret na drzewo, a potem żałował, bo byłam smutna i wcale się w nim nie zakochałam. Sztruksowy beret nosi Britney, więc sztruksowo ubieram się na dyskoteki, gdzie z chłopcami tańczymy żenujące wolne tańce, podczas których oni trzymają dłonie na moich, za wcześnie krągłych, biodrach, a ja na ich kościstych barkach, i jak pingwiny kiwamy się z boku na bok, obracając w żółwim tempie. Wolałabym, jak ryba w wodzie, wirować z kimś, kto naprawdę mi się podoba, ale w oczy patrzę tylko tym, którzy mi się nie podobają. Ostatnio kilku chłopców ze starszych klas się za mną oglądało, kiedy wracałam z dyskoteki po zmroku. Kilka razy będę uciekać przez krzaki, a potem śnić, że mnie dogonili, ale teraz jeszcze o tym nie wiem i nie chcę tego wiedzieć.

Jestem już przy szkole. Jest ukrop jak w ciepłych krajach, do których bogate dzieci latają na wakacje. Ubrałam się ładnie, a usta pomalowałam błyszczykiem z „Glamour”, pisma dla dorosłych kobiet. Nigdy nie lubiłam „Popcornu” i „Bravo Girl”, bo bałam się listów do redakcji. Było tam o nasieniach, wytryskach, ciążach i strachu o dzieci z pocierania się nawzajem przez ubranie. Ze wszystkich tych rzeczy znałam tylko strach i jego bałam się najmniej. Lubiłam chodzić po ciemnych piwnicach i śpiewać Tyle słońca w całym mieście. Lubiłam podkładać kamienie pod koła pociągu i patrzeć jak strzelają. Krzyczeć do ludzi spierdalaj i uciekać po garażach. Kiedyś będę włóczyć się nocą po Warszawie i zawierać znajomości na całe życie z obcymi ludźmi. Raz się tak nawet zakocham. Ale tego jeszcze nie wolno mi wiedzieć, bo dzieci są wyśmiewane za zakochiwanie się i na razie mogą jedynie ocierać się o siebie.

Niewiele z tego, co naprawdę wiem i czuję, mówię na głos. Odzywam się tylko dozwolonymi w moim wieku słowami, których uczę się, siedząc w szkole i biegając po garażach. Buduję proste zdania pojedyncze, a jak widzę, że ktoś naprawdę mnie słucha, to złożone, i mimo, że gadam wtedy całkiem sporo, są to właściwie same bzdury. Liście na drzewach mają kształt dłoni, cały świat jeździ na rowerach, kołują nawet ptaki. Chmury są w kolorze malin, które mogę jeść garściami, bo są tanie jak barszcz lub truskawki, a ja mam różowe cieniowanie w okularach przeciwsłonecznych i kiedy odpowiednio nakieruję na coś głowę, to widzę to w kolorze niebieskoróżowym. Nakierowuję głowę na cały świat. Zakręcona, zakręcona, śpiewa mi Reni. Właśnie takie powinno być dzieciństwo, stwierdzę po latach.

Mijam dorosłego, który krzywi się od słońca, kiedy ja jestem uśmiechnięta w moich bajecznych okularach. Ten uśmiech, jak moja dziecięca prawda, schowany jest do środka. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że jestem małą dziewczynką, więc udaję kobietę, smutną i poważną. Jeszcze nie wiem tego, co zaraz będę wiedzieć – że tata Andrzejka znów zacznie oblizywać usta i macać się po jajach dłonią schowaną w kieszeni, kiedy będę wracać do domu z rozpuszczonym lodem i łzami ściekającymi aż do samych pachwin.

Tata Andrzejka jest moim sąsiadem. Andrzejek ma pięć lat, ja dwanaście. Jego tata pokazywał mu kiedyś przy mnie i Beatce pornosy. Takie pornosy widziałam u brata za łóżkiem. Mama kiedyś przyłapała mnie na oglądaniu, był szlaban i kara na koleżanki. Niewiele z tych gazet rozumiałam, ale strasznie się bałam, że tak wygląda dorosłość. Współczułam paniom ze zdjęć i kiedy patrzyłam na swoje nauczycielki od przyrody, matematyki, wf-u, historii, wychowania do życia w rodzinie, lepiej rozumiałam, dlaczego kobiety rzadko się uśmiechają. W wolnych chwilach chciałam uciec gdzieś, gdzie nie trzeba pozwalać sobie wkładać do środka obce ciała. To musi bardzo boleć. Pod prysznicem sprawdzałam – tam nie wchodzi nawet jeden palec. „Może to się robi przez pocieranie”, powiedziała kiedyś starsza o dwa lata Monika. „To się na pewno robi przez pocieranie”, odetchnęłam z ulgą, bo przecież wiedziałam to z „Bravo Girl”. „A jak chcesz, to możesz tak jak one, ale pewnie nie trzeba”, dodała, a ja przez chwilę wchodziłam w dorosłość dostojna i wyprostowana, ale dziś mam złotówkę na Big Milka i trochę obaw, choć nie dotyczą pieniędzy. Dostałam na niego równo. Nie mniej, nie więcej, jestem w komfortowej sytuacji. Oczywiście, mogłabym mieć kolorowego Zig Zapa albo Magnuma dla bogaczy, ale mogłabym mieć też nudną kredkę albo innego wodnego, który jest chemiczny i bez wartości, jak mówi tata, więc dużo lepszy jest śmietankowy. Może nawet wygram jeszcze jednego, jak dobrze poskrobię palcem, a Pan Rysio nie powie mi, żebym zamykała lodówkę, bo wychładzam. Takim tonem upomina mnie tata, żebym nie lizała lodów, tak jak liżę, bo prowokuję dziadka. Nie rób tak, bo to niegrzecznie, nie wkładaj całego do japy, zachowuj się jak dama. Dziadek stał i chichrał się, a kiedy przestawałam lizać, mrużył oczy tak, że przechodził mnie lodowaty dreszcz. Nie rozumiałam o co chodziło, bo ciastko mogłam całe włożyć, ale loda już nie, choć to też słodycz. Lizać tak – sama zrozumiałam, że głupio, jak chłopcy mnie naśladowali i jęczeli przy tym obleśnie. Więc już zawsze będę gryźć lody. Przeżuwać zimne, na wpół rozpuszczone kawałki, nie czując mlecznego smaku, który powinien rozcierać się o język i podniebienie. To ja powinnam jęczeć, nie chłopcy. Delektować się, mruczeć jak kotka, przygryzać wargi. Ale tego też jeszcze nie wiem, bo nigdy się nawet nie całowałam, a w szkole też mówi się na to lizanie.

Lizanie z kimś strasznie mnie obrzydza, bo brzmi jak lizanie swoich ciał. Dużo osób mówi: ta lizała się z tym, on z nią, a ja chcę się lizać z tobą, poliżemy się? Big Milki powinny być do lizania, a nie wasze pryszczate twarze, owłosione łydki, czy kościste barki. Jak dorosnę, chciałabym całować się jak w American Beauty, którego nie wolno mi oglądać, więc oczywiście pierwsze, co zrobiłam, kiedy rodzice pojechali do cioci Krysi, to obejrzałam. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego nie wolno mi było. Myślałam, że zobaczę tam pornosa. Czułam podwójny wstyd – z nierozumienia i z tego, że bardzo podobała mi się piękna blondynka w płatkach róż i nie mogłam tego nikomu powiedzieć, bo dzieciom nie wolno oglądać takich filmów. Dzieci liżą się za szkołą albo oglądają pornosy podkradzione starszemu rodzeństwu. Boję się, że sobie nie poradzę z tym lizaniem, jakoś dziwnie poliżę, nieumiejętnie, naokoło, nie trafię w wargi. Jest jeszcze jedno miejsce na ciele kobiety, które ma wargi i tam będę pozwalać się lizać tylko kilku chłopakom, którym nie będę bała się zaufać, ale to tak, jak z resztą – skąd ja mam to teraz wiedzieć.

Póki co wiem tyle, że z żadnym nie chcę się lizać, choć podobają mi się niektórzy. Jest taki Marek. Jak o nim myślę, to robi mi się kolorowo tam na dole, hipopotam z bazaru zalewa się ciemną plamą, a ja różowię się cała na myśl o nim i o Bartku, i wstyd mi, że nie jest to sam Marek, ale też Kuba mi się podoba, i trochę Piotrek, a moi rodzice są całe życie tylko ze sobą i z nikim innym. Nie chcę być prostytutką, jak siostra Karoliny, która lizała się już z całą szkołą. Dlatego nie umawiam się na randki z chłopakami, nawet jak dostaję złotówkę od mamy. Wszystko przeznaczam na samotne przyjemności. Mogłabym się nimi podzielić i wtedy z jakimś chłopcem dmuchalibyśmy prażonym ryżem z nosa albo wyrzucalibyśmy go w powietrze, patrząc komu się więcej przyklei do języka. Byłam kiedyś na takiej randce z kolegą z podwórka. Pojechaliśmy rowerami na wał do parku i oglądaliśmy żuki w trawie, kiedy on nagle rzucił jednym w kaczki i wtedy się popłakałam. Wsiadł na rower i odjechał. Więc teraz wolę lizać loda w samotności, czego nie powiem już nigdy na głos, bo „lizać loda” powoduje śmiech u kolegów mojego starszego brata. Tata miał rację z tymi lodami, bananami, krótkimi spódniczkami, malowanymi ustami, wracaniem do domu po zmierzchu, patrzeniem wyzywająco w oczy, prowokowaniem kolankami, które nie są złączone. Akurat bardzo lubię rozłączać kolanka, bo wtedy jest mi wygodniej tańczyć do barwnych, czarnoskórych teledysków z MTV. Czekoladki mmm – tak mówi Marcin, kolega brata, kiedy przychodzi do pokoju i widzi, jak oglądam „One, Two Step”. Chciałam ćwiczyć układ, ale on zawsze przyłazi, jak oglądam MTV i czeka na coś, dlatego siadam na pupie i podwijam ją pod siebie. Przyłazi do mnie, bo kiedyś tańczyłam z nim na domówce brata. Trzymał mnie za biodra, zbyt krągłe jak na dziewczynkę i patrzył na biust w staniku od ruski, a mój brat zapytał, czy chcemy gumkę. Marcin zaśmiał się tak, że ślina poszła mu z pyska i splótł swoje palce z moimi tak mocno, że nie mogłam się wyswobodzić. Chciało mi się płakać. Wolałam trzymać dłonie na jego barkach, strasznie dużych i twardych. Później poszłam do swojego pokoju i próbowałam rozepchać sobie kciukiem tam na dole. Było mokro, ale wszedł tylko palec wskazujący, sama opuszka. Przytuliłam się do misia schowanego pod kołdrą i za nic nie mogłam usnąć. Kiedy będę mieć prawdziwe piersi w staniku z H&M, dziadek mnie za nie złapie i powie, że chciał sprawdzić, czy są jędrne, a ja mu nie dam w twarz, bo usłyszę śmiech ojca i pobiegnę do mamy, która nic z tym nie zrobi poza skomentowaniem, że to stare i głupie, a ty bądź mądrzejsza. Gdybym ja to teraz wiedziała, powiesiłabym się na pasku od męskich spodni przed rodzinnym domem.

Jestem już na osiedlu, małe dzieci bawią się piaskiem, duże ćwiczą fikoły na trzepaku, rodzice gapią się na przechodniów. Obok Pana Rysia jest fryzjer, a przed nim ławka, na której lubię siedzieć i słuchać muzyki. Popsuł mi się wyświetlacz w mptrójce, więc zmieniam piosenki z pamięci. Każda chwila w moim życiu ma jakąś melodię i tekst piosenki. Raz, na boisku do kosza, zagadał do mnie chłopak z gimnazjum. Za stary  dla mnie, ale ktoś śmiał się, kiedy robiłam dwutakt w spódniczce, więc on powiedział, żebym nie zwracała uwagi, bo to debil. Debil się zamknął, a ten chłopak miał na imię Łukasz. Znaleźliśmy się na gadu-gadu nocą i baju-baju w dzień. Nie wiedziałam, co jest z tymi lodami, ale właśnie na lody zaprosił mnie do siebie. Lubił zespół Goja, Farbę i Kasię Cerekwicką, a ja poczułam, że w końcu mogę komuś powiedzieć coś mniej szkolnego i mniej powierzchownego, bardziej z głębi, bardziej zmysłami, niż słowami, więcej słowami niż w formie dialogów, bardziej literami układanymi na nowo niż przegadanym językiem polskim, a może nawet coś po chińsku albo zupełnie wymyślonemu – i on by to zrozumiał. I kiedy już miałam do niego iść, wtedy zrozumiałam o co chodzi z tymi lodami i nie poszłam. Połączyłam sobie tatę Andrzejka oblizującego usta i gmerającego w kieszeni ze śmiechem kolegów brata, z pytaniem o gumkę, z pornosami, w których się wkłada i wyjmuje, i z tym, co właśnie teraz robię, siedząc na ławce, rozchylając uda z gorąca i wpychając sobie całego śmietankowego do ust. Nagle plac zabaw przestaje się bawić, Łukasz, który mieszka kilka balkonów nad moją głową, już do mnie schodzi, rodzice kręcą głowami i dzwonią do programu Uwaga, nauczyciele dzwonią do moich rodziców, zaraz będzie tu pani kurator, a ja zostanę prostytutką. Wyjęłam tego loda i zaczęłam powoli odgryzać zebranymi w tajemnicę ustkami malutkie kawałeczki i grzecznie przeżuwać je w buzi z kolankami złączonymi ze sobą, żeby cały świat dał mi spokój i pomyślał, że szczęśliwie sobie tylko coś ubzdurał, przewidziało mu się, uf, uf, uf, zrobiło się gorąco, ale uf, uf, uf, to tylko fatamorgana, no bo gdzie taka słodka dziewuszka z Big Milkiem w ręku i już taka świadoma kobieca prowokacja. A później podszedł do mnie jakiś stary dziad, usiadł obok i złapał mnie za krocze. Zaczęłam płakać, rodzice z dziećmi zaczęli się śmiać, dziad razem z nimi, a ja, kiedy dorosnę, już zawsze będę golić się tam z nienawiścią, bo faceci wolą ogolone, i tego też jeszcze nie mogłam wiedzieć.

Małgorzata Kośla – rocznik 93. Absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Pracuje jako redaktorka w magazynie architektoniczno-budowlanym. Szybowcy to jej pierwsza powieść (czekająca na debiut) i pierwszy twór pisarski w ogóle, napisany w ramach pisarskich studiów podyplomowych Szkoła Mistrzów, organizowanych przez UW. Książka zdobyła 2. miejsce w konkursie na najlepszy debiut, który miała wydać Nisza. Z fragmentem Szybowców zakwalifikowała się do Pracowni Otwartych Prozą Stacji Literatura 26 i TransPortu Literackiego 27. Publikowała między innymi w Składce, Tlenie Literackim, Tekstualiach, Wyspie. Lubi gmerać w przeszłości, bo nigdy nie nadąża z jej pełnym zrozumieniem, kiedy jeszcze jest teraźniejsza.

Paulina Mitek – @mitek.jpg