Łukasz Drobnik – jedno opowiadanie

Ilustrowała: Nicoletta Komorek

 

Skarby

Mówi o nas „moje skarby”. Jej włosy pachną ogniskiem. Ostrym jak brzytwa wzrokiem mierzymy rozgwieżdżone niebo, dotykamy chłodnej trawy – na razie tylko ja i L, mój młodszy brat. K – ów cudny wypadek – nie przytrafi się przez lata.

Tata, z czarnym wąsem jeszcze czarniejszym w tym mroku, sięga po patyk i wygrzebuje z popiołu kolejnego ziemniaka. Mama pomaga nam zdjąć smakującą węglem skórkę, by odsłonić puszyste wnętrze.

Ze sterty zmurszałych desek, przez ogłuszające cykanie świerszczy, które wypełnia podwórko, dobiega pisk szczurów. Trucizna przesącza ich kre –

– dki leżą bezładnie na podłodze, a K wskazuje na kartkę papieru, na której widnieje planeta zamieszkała przez ptaki. Jej loki przywodzą na myśl helisy DNA. Wcześniej tego dnia ekshumowała zdekapitowaną lalkę, by znów ją pochować pod wierzbą. Ciekawe, czy plastik może się przemienić w skamielinę.

Mam dwadzieścia trzy lata, słucham death metalu, farbuję włosy na rubinową czerwień i wiążę je w dwa warkocze. Tego wieczoru – w czasie z początku błahej rozmowy – tata nazwie mnie potworem. Wioząc nas na dworzec następnego dnia, będzie już wiedział, że dał plamę, lecz duma nie pozwoli mu przeprosić.

Na razie jednak zachodzi słońce i patrzę przez okno na niedobitki rodzinnego grilla. Siedząc na plastikowych krzesłach z widokiem na ogromne róże, mama rozmawia z L. Próbuje, jak może, nakłonić go do wyjścia z szafy, im mocniej jednak się stara, tym bardziej L przypomina węgorza wyślizgującego się jej z rąk. Nigdy nie powie im pra –

– wie w każdym miejscu można znaleźć skarby. K – przed sekundą posępne, pulchne dziecko, teraz smukła dwudziestoparolatka – rozkłada w salonie na dywanie dziecięce rysunki L. To seria Smerfetek w morzu, każda nabazgrana niebieskim długopisem i budząca nieomylne skojarzenia z „Narodzeniem Wenus”, w tle piętra fal na piętrach fal, na piętrach fal.

Mamy niezły ubaw, zapominając na chwilę o uczelni K na drugim krańcu kontynentu, o nadużywającym alkoholu chłopaku L, z którym jest od dwunastu lat, o wynajmowanym mieszkaniu, które dzielę z kochającym, choć nieco apodyktycznym mężem.

Mamy nie ma w tej scenie. Pewnie odkurza albo zmywa naczynia, albo jest na zakupach, albo cicho płacze w kącie. Tata, znad siwego już wąsa, obserwuje nas z drugiego końca pokoju. Nie mówi nic, lecz widać, że nie posiada się z du –

– et roztańczonych drag queen, w pierzastych sukniach i trzepoczących rzęsach, hasa po ekranie telewizora, dając z siebie wszystko, choć nikt tak naprawdę nie patrzy. Mama, jak się wydaje, liczy igły na choince, z głową K opartą o jej ramię. L pisze do lekarza. Ja siedzę z laptopem taty na kolanach, wgapiając się w plik o nazwie Sprawy do załatwienia po.docx.

Tata jest teraz tak mały, lecz zdaje się wypełniać cały dom. Z sypialni rodziców, w której leży, wycieka do przedsionka, następnie rozgałęzia się ku korytarzowi, łazience, sypialni K, salonowi, kuchni i – po schodach – ku pozostałym sypialniom oraz strychowi, pełnemu zakurzonych mebli, nigdy nieużytych drzwi, worków zabawek, którymi nikt się nie bawił od dekad.

Guzy w jego brzuchu mają całkiem miłe gniazdko. Kolekcjonują wszystkie skarby: węglowodany, tłuszcze i białka, witaminy i tlen, minerały i metale. Piją krew, jakby to było smoothie. Płyn w jego worku zabarwił się na brązowo. Boimy się, że to ściana jelita pękła, uwalniając ka –

– lejdoskopowo rozmigotane fale czekają, aż opadną na nie pióra. Jestem martwa od milionów lat. Nad planetą zapanowały ptaki, zajmując wszystkie nisze. Są ptaki latające, ptaki pływające, ptaki pełzające. Ptaki wielkości mamuta i nie większe od owadów. Ptaki, które spędzają całe życie w chmurach, i ptaki, które żyją we krwi innych ptaków.

W miejscu, w którym stał nasz dom, pływa gigantyczne gniazdo, otoczone płytkim morzem. Cudny ptasi potwór, który w nim mieszka, z rozetami pawiopodobnych piór wokół głowy i łapsk, wydaje z siebie grzechoczący skrzek. Przekrzywia głowę, łypiąc na zmierzchające niebo, na żółte roje sikorek wielkości komarów, na olbrzymie lilie wodne, które są domem dla fluorescencyjnych grzybów.

Wreszcie, oddawszy się na chwilę czyszczeniu piór, pręży kręgosłup, niezgrabnie wytacza się z gniazda i wpada pod wodę – gdzie jego gracja jest bezkresna.

 

Łukasz Drobnik (ur. 1982) – autor minipowieści Nocturine i Cunninghamella, wydanych w jednym tomie (Forma, 2011), oraz krótszych form, które ukazały się między innymi w pismach: „Atticus Review”, „Quarterly West”, „Lighthouse”, „Bare Fiction”, „Foglifter”, „Lampa”, „Dwutygodnik”, „Fabularie” i „Wizje”. Angielska wersja Nocturine zostanie niebawem wydana nakładem amerykańskiego wydawnictwa Fathom Books.

Nicoletta Komorek (ur. 1997) – absolwentka kierunku edukacja artystyczna (ze specjalnością media cyfrowe) na Akademii Pedagogiki Specjalnej. Jej prace mają psychodeliczny, odrealniony klimat. Przewijają się w nich odjechane zwierzątka na kwasie, stworki z kosmosu i grzybki. Obecnie stawia pierwsze kroki w tatuowaniu. Autorka rysunków do rozdziału Przychodzą Nocą w komiksie pod tytułem Nędzole. Uwielbia pieski i dobrą kawkę.