Bal urodzinowy
Na wsi trwa bal. Wiesiek ma już równo pół wieku. Zeszli się ludzie i świętują. Tylko jubilata nie widać.
– Widziałeś Wieśka? – spytała, strapiona dłuższą nieobecnością jubilata, żona świętującego.
– Nie – padła odpowiedź. Potem to pytanie zabrzmiało jeszcze z pięć razy. Dopiero przy piątym podejściu usłyszała, że podobno Wiesiek wziął ze stołu dwie butelki czystej i poszedł do swojej szopki. Zaryglował się od środka na amen.
Gospodyni przejęła się nie na żarty. Różne myśli krążyły po jej głowie – najbardziej optymistyczne założenie było takie, że mąż ma dość tych wszystkich mord, co je widuje raz w roku, a i tak za często, bo w ogóle mogłyby nie przyjeżdżać i się nie pokazywać. Najbardziej pesymistyczne – strach pisać. Dlatego postanowiła czym prędzej udać się do kryjówki męża i tam rozpocząć pertraktacje. Jednak, jako dobra i dbająca o gości gospodyni, nie mogła zostawić współbiesiadników samych w domu. Mętlik w głowie od wódki i myśli sprawił, że jedyny jej pomysł stał się wiążącym: zabrała wszystkich ze sobą.
– Wiesiek, otwórz! – krzyczała, tłukąc w drzwiczki szopki pięścią. Za jej plecami słychać było szepty domysłów. Sąsiedzi śmiali się, że jubilata naszły wyrzuty sumienia za to, że kradł za komuny i przez to chce się wyhuśtać. Ciotki w kwiecistych garsonkach łapały się na takie hasła za głowy, wzywając Boga Naszego Jedynego i odżegnując sąsiadów od rozumu i godności. Tylko jeden pan, co w sumie trafił na imprezę przypadkiem, bo akurat przechodził i nie ubrał się odświętnie, bo akurat wracał z pola, wyglądał na nieco przejętego. Tak pewnie wyglądałby Bóg, gdyby zstąpił na ziemię.
Wiesiek, speszony publicznością, ani myślał otwierać.
– Spierdalać! – krzyknął. – Spierdalać wszyscy!
Po chwili wahania, z niezadowoleniem wypisanym na niedopitych mordach, goście zaczęli stosować się do komunikatu. Ciotki zawieszały niedopowiedziane koronki do miłosierdzia, a sąsiedzi, zawiedzeni tym, że wisielec jeszcze żyje, postanowili szukać innych atrakcji. Zarządzono ogólną ewakuację podwórka. Ledwo wszyscy zdążyli ruszyć z miejsc, a z szopki wydobyły się jeszcze dwa słowa:
– Wszyscy, ale oprócz tego pana z kosą.
Pan z kosą, zdziwiony komunikatem, zastygł w bezruchu.
Gospodyni usłyszała wezwanie i uznała je za jedyną nadzieję na odzyskanie twarzy wśród dalszej rodziny, mieszkańców wsi i przyjaciół domu. Złapała wybrańca za ramię.
– Słyszałeś? Idź. Tylko dopytaj, czemu on dzisiaj… no… taki markotny…
– Spytam – potwierdził. Wrócił do szopki i podszedł do drzwiczek, które po chwili stanęły przed nim otworem.
Wyszedł godzinę potem, zlany rumieńcem, nasączony wódką, zmęczony dyskusją i cięższy o spowiedź, której właśnie udzielił jubilatowi. Wiesiek został na placu boju, lekko już przysypiając. Wydawało mu się, że śmierć była blisko.
– Mówi, że on nie chciał nic świętować – powiedział wybraniec, gdy po chwili dopadła go gospodyni i zasypała gradem pytań. Zdziwił ją. Starczyło jej na tyle animuszu, żeby spytać, dlaczego Wiesiek nie chce oblewać swoich urodzin. Przecież to już pięćdziesiąte.
– Bo on się wcale nie chciał urodzić – odpowiedział wybraniec.
I odszedł.
Konrad Gromek (ur. 1996) – publikował w „Tlenie Literackim”, „Migotaniach”, „Wytrychu”, na stronie toruńskiej grupy literackiej Strzyga oraz na portalu PKPzin. Mieszka i pracuje w Warszawie, ale od bloków woli las.
Paulina Radoń – ilustratorka oraz graficzka mieszkająca w Krakowie. W swoich pracach najbardziej lubi eksplorować tematy baśniowe, nierzeczywiste, a także wywodzące się z kultury folkowej. Źródłem inspiracji są dla niej m.in. stare książki dla dzieci oraz filmy Tima Burtona. Instagram: @paulina_radon