
Karol Samsel – pięć wierszy
Szwagierce?!
1
Witaj, wieżo z kości wyczerpania, jeślibyś była szkiele-
tem, w 2020 roku niechybnie mieszkalibyśmy w twojej
miednicy, nasza twarz – umazane we krwi pośladki de-
kady, w którą wstępujemy: dłońmi wzniesionymi, w ra-
miona, nogami przeniesionymi, w jelita po krańce – aż
po uda, ach, wieżo, ach, przypominocy świętego Bartło-
mieja po przypomidniu oliwy, nerwów, serów, orzecha.
2
Witaj, wieżo z kości wyczerpania. Witaj, sylabusie zas-
nuty chmurami, nuty słońcem, muzyka Bacha śniegiem
w kwietniu. Wyobrażam sobie niemożliwe – Światłość
w sierpniu, jednak – polska tragedia neoklasycystyczna
odżywa dopiero we wrześniu, ktoś w Poznaniu – na po-
dobieństwo Antoniego Hoffmanna, Alojzego Felińskie-
go – jednoszary, a nade wszystko dwu-koloro-wy – po-
3
daje szatę morzu, by morze na jego oczach stało się sta-
roświeckim szatenkistanem literatury. Czytam uważnie:
odda, tak, odda do niedości. Więc witaj raz jeszcze, Jut-
rzenko Wyczerpania. „Jutro” wytryskuje krwią, a ta wy-
sadza pancerne wrota litery „o”, czyniąc je swobodnym
wejściem od ogrodu; do słowa „Jutr” – przyczepiają się
ludzie – anonimowi Mieczysław Czuma, Walerian Czu-
4 ½
ma, Monika Czuma i znani mi dobrze: chyba Leibniz? I
Joyce? Czy to Czumowie proponują litery „zen”? Może
to Joyce domaga się staroindyjskiego „zenk-ka”, a Czu-
mowiego rozpędzajągo, powierzając losy – Leibnizowi?
*
Monice?
11.04.2020
Velato Sanmartino
1
Myślę, że jestem Christianem Buddenbrookiem. W ca-
łym nieporządku życia Christiana niedostatecznie dok-
ładnie opisanego przez Manna wydaje mi się jednakże,
że Christian zrozumiałby z lektury Monadologii Leibni-
za o wiele więcej niż jego brat, Tomasz. Niestety – dys-
ponował wyłącznie: improwizacjami Papuszy, polskich
Papuszy, niemieckich Papuszy, pozaeuropejskich Papu-
szy, a to niewiele zwłaszcza w związku z idiosynkrazja-
2
mi całego jego życia. Sprawa zresztą wcale nie musiała-
by się rozbijać o ten jeden (przeklęty) nanometr welonu
z wiersza Velato, nanometr to za mało, aby coś stało się
obszarem porażki. Jasne – na obszarze wiele mniejszym
niż nanometrowy napisałem Autodafe. To jednak wcale
nie znaczy, że umiałbym napisać oszczędną operę, wyz-
naczyć jej prapersonel, nadać całości idiomatyczny, mo-
że proteuszowy w jakimś stopniu: tytuł, dla przykładu –
3
„Mnieodemnie” albo „Z Niebiosobłoki”, bo od kilku lat
(wystaw to sobie) tworzę jedynie – w niebiosobłockiem!
Myślę, że jestem Christianem Buddenbrokiem, i jedyna
opera, jaką byłbym w stanie napisać, byłaby operą gene-
tyczną – jak już mówiłem, aczkolwiek może bez idioma-
tyzmów – zatytułowaną „Zbaw mnie ode mnie samego”.
Kapitalny pomysł – na dodatek w pełni lata i pomimo u-
lewy rozumu. Latynoamerykański, ale transcendentalny:
*
i dlatego po ostatecznej wygranej bitwie
wielowiedeński! – kilkunastowiedeński!
* * *
*
* * *
jive.
11.04.2020
Velato Sanmartino Christo
1
Dobrze, niech będzie, że Norwid miał rację, powietrzem
literatury jest prawda, ale nie byłoby jej bez intensywne-
go parowania potu: spod oczu, pach, stóp, albo łona. I tu
rzecz zupełnie zasadnicza: potem literatury jest groteska
(groteska, innymi słowy, jest perspiracją literatury, trans-
piracją i transgresją). Bez obrazu spuszczania z Schatzal-
pu bobslejów ze zwłokami nie byłoby ni Czarodziejskiej
Góry (byłyby „Wichrowe Góry”), ni górskich czarodzie-
jów na żadnej górze: ni mojego życia, ni ż-y-c-i-a Toma-
sza Manna (bo jak mówi Norwid w Tajemnicy lorda Sin–
2
gelworth: „ludzie są perfumowani”). Pierwszy z nas, któ-
ry położy się obok cuchnącego potem ciała nowego Miło-
sza, a następnie go przeżyje i ułoży się obok jego niewon-
no-niebezwonnych zwłok, powonne dla wonnika, perfum-
me dla nikogo – nie bez wewnętrznej racji posiądzie Nob-
lowskie Królestwo, Jerozolimę słoneczną Nagrody Nobla.
Wywindował poezję do progu, do którego – wywindował
prozę Tomasz Mann, a następnie zasnął – parując „Krwią
Bożą” – nieprzestygłym (jeszcze) dżemem mesjanicznych
marzeń, ambicji, pomysłów gigaliterackich. I na co mu to
3 ½
byłłonka, jeżeli wciąż zakochani jesteśmy w Łące Leśmia-
na, a nie w Mariu i czarodzieju (Mariu, Mariuś, matku bo-
ży – niech boż na mnie się nie sroży. Zbramowani, znitko-
wani – zwarszawieni hamburgamiśmy); potrząsa kwiatem
zwykłej, lejącej się firany: „chyba tak – hamburgamiśmy”.
12-13.04.2020
Oskrzydlanie kanapki
damykawalerowie
damykawarelowie
1
Dokładnie o tym mówi proroctwo Malachiasza – piranie
w Wiśle, zmutowane raki i małże zarastające kanały ma-
zowieckich elektrowni, ulewne opady DNA nocą. – Nie
umiem powiedzieć, kiedy minęło te 400 miesięcy, moje-
2
go życia, na nogach łbiego cudu prorokuję, jakbym czoł-
gał się po natartej tłuszczem, zanim wierietielnej głowie
Chrystusa, jakbym przemierzał sale rekrutacyjno-szkole-
niowe hotelu „Psalmodiasis” w Warszawie. 13 kwietnia
3
(Poniedziałek Wielkanocny), chcę Czarodziejskiej góry,
ale bez Settembriniego, jest żałosny i jednoznaczny, wy-
puściłby przerośnięte powietrze naszych czasów w stud-
nię bez dna i zapomnielibyśmy o nim. Rodzaj erotyczne-
4
go rozżalenia, bo jak? zostaliśmy potraktowani. W 1992
roku Marianowi Kasprzykowi głowa Jezusa w wilgotnej
posoce postaciuje się w pęcherzyku sprawczości słówek
takich, jak „przebóg”, „wielkorada”, „augustpolski Pols-
5
ką włada”. Scena kastracji trzydziestopięcioletniego Tat-
sui Fuji w ostatnich minutach Imperium zmysłów. Nóżki
deszczu, piórka gradu. Tysiącami, tak, tysiącami palców
wędrują duszki dramatu Wyspiańskiego – Burmistrz poz-
*
nański.
21-23.04.2020
Piccolo Exegeticolo
Wycisza codzienne powtarzanie
słowa „Ganglion” – pomniejsza
język.
Samsel, Gemelli nad brzegami Gangesu
1
Brzydzę się głupotą Hansa Castorpa. Gdy tracę
ostatecznie nadzieję, że jest ona: jedynie tępotą,
brzydzę się głupotą Hansa Castorpa. Nie należa-
ło jej literacko konkretyzować – równie jest nie-
dorzeczna, jak wirus „wyizolowany” ze spermy
pacjentki?
2
Każde słowo, które wypowiada, brzmi jak rozg-
niatanie niepewnego gnosis: „wiremija”, nie wi-
remia, „blazgzwerypublisznej” i nie blask sfery
publicznej, i nie Śląsk sfery publicznej (nieś los
chciałbym od niego wyswobodzić biednego joa-
*
chima)
*
* *
To nie kostkemia
I nie respublicolo
I nie exegeticolo!
Lo!, 26.04.2020
Karol Samsel (ur. 1986) – poeta, doktor habilitowany, historyk literatury. Autor tryptyku poetyckiego zatytułowanego Trzy pogrzeby, wydawanego w latach 2014-2016 nakładem szczecińskiego Wydawnictwa FORMA. W 2017 roku nominowany do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K. I. Gałczyńskiego za tom Jonestown. Autor najnowszych tomów poetyckich Z domami ludzi (2017) oraz Autodafe (2018,). Redaktor działu esejów i szkiców kwartalnika literacko-kulturalnego „eleWator”. Adiunkt w Instytucie Literatury Polskiej Wydziału Polonistyki UW, od 2014 roku pracownik Zakładu Literatury Romantyzmu oraz doktorant Instytutu Filozofii UW. Autor książek Norwid – Conrad. Epika w perspektywie modernizmu (Warszawa 2015) oraz Inwalida intencji. Studia o Norwidzie (Warszawa 2017).
Krzysztof Schodowski (ur. 1983) – autor książki poetyckiej Milion depesz stąd (2020). Laureat Połowu 2017. Nominowany w XXV OKP im. Jacka Bierezina (2019). Publikował m.in. w Helikopterze, Tlenie Literackim, Stonerze Polskim, Wakacie, biBLiotece Biura Literackiego, w almanachu Połów Poetyckie Debiuty 2017, w antologiach Strefa wolna – wiersze przeciwko homofobii i nienawiści (2019), Wiersze dla opornych (2020). Mieszka w Warszawie.