Kalina Jaglarz – pięć wierszy
—
nie mieliśmy zbyt wielu słów wyjaśnienia
wszystko nadchodzi powiedział
tak jak jest stracone oczekiwane i ponowne
jest deszcz krople na obrąbkach nakryć
na końcówkach słów porozumienia
worki ziemniaków marchwi jabłek
twój pies znów narobił w domu
nie spuszczaj odchodów
piec jest gorący spal je
jak na zimę jest tak mało wody
smród rozchodzi się do kości
jakby to był koniec powszechnie znanych
pór roku
sąsiedzi dwa pola dalej mówili
jak rozebraliśmy tamę na potoku jeden z nich
leżał na dnie siny nadmuchany jak balon
wieźliśmy go czule żeby nie pękł
teraz ich nie ma a ziemia jest sucha
dzięki bogu sucha i pusta nie powiesz jałowa
jałowa jest gaza którą owijasz skarconą skórę
i są jałówki do których chodzisz co wieczór
karmić żeby w końcu odebrać im wszystko
najlepiej w jesieni
gdy woda jeszcze gromadzi się w studniach jak mleko
i cieknie z wymion i kapie a ty ją zlizujesz
jak skroploną sól jak nabiegłą duszę której nie mogło
pomieścić ciało
potem wszystko układa się chociaż przesunięte
ptaki wracają jest odwilż miękkie jest ciało ziemi
jeszcze przyjmuje ale w odległych zdaniach
które czują tylko zwierzęta
powierza tobie swój zgon
—-
wiodła nas droga krucha i kilka rozczarowań
poranki pełne żałoby i polatywań ptaków rachunki
ile myszy utopiło się w nieodwróconych wiadrach
wypełnionych deszczówką jest wzbierający potok
i wina którą wypełnia się ciało
brzeg ciała można objąć palcami tak jak obejmuje się
futryny które przekraczasz albo zimnie nabiegi wanny
stada siwych wron żerujących na polach
rozmarzające kretowiska przez które oddycha ziemia
czy ktoś nas podgląda pytasz
czy opuszczeni opadając powoli na dno
w skupieniu całujemy piasek
[pola]
są w trawach pomieszane mowy i śnieg je wzmaga i straszy jak ugaszone
języki lawy nie z tych krajobrazów ale z środka z wnętrza nagle zabranego ciała
do tej pory twarze zwierząt zatrzymywały się na tafli lasu teraz cisza pozwala przekroczyć
odbiciu a pamięć podpowiada pieśni śpiewane przez stada
jeszcze nierozpoznane w poszyciu ja ospale przesuwa igliwie
jest zimno tylko odchody chrząszczy przesypują się w uśpionym drewnie
tak odmierzany czas gości sójki kołyszące się w gałęziach i lęki dolin o bolesnych kościach
wyssanych przez ciemność
ścieżki łączą się w niepodobnych manewrach
niewoli i wyjścia
—-
jest opadanie po stokroć zranione i ryba gwałtownie wyciągnięta z rzeki
że trudno dojrzeć w niej oko czy kamień albo powieki drganie która zapada się
tak jak światło tężeje w dolinie a język nie zdolny jest do pocałunku i cofa się do krtani
wtedy cień lasu przekraczają sarny od słowa do słowa lepkie wyliczenie
pojedynków ciała z twardym kryształem
równania
potem są lisy zamienione w szpaki jednym wystrzałem
a w oknach pogaszone światła i schowani ludzie
dokąd nie pójdziesz jest pozamykane
a w słowie słowo nie staje się ciałem
tylko padliną ruszoną rzez ptaki
—-
cierpkie włoski na obnóżach na łodygach
cierpnące wciąż dłonie wzdrygające ciało
włosy czarnych dziur plączące się
języki nieznanych składni i fleksji
szczecie saren na skórze drzew
to wszystko zaczesane boleśnie zapisane w geometrię
pól pochodzących z jesieni i późnego lata
kiedy gryzie się owoce w oczekiwaniu smaku który oznacza
zwłokę albo szczęście albo cudze umieranie już sam nie wiesz
gdzie patrzeć żeby nie raziło
—-
przechodzenie przez rzekę pochodzenie
wyrazu który oznaczał płyń albo toń a teraz
unoś się a po skosie fruwają metaliczne ważki
mówiono kruk oznacza ciemność w której
nic nie wypatrzysz mówiono patrz w słońce
tam ptak stroszy pióra nie będziesz widział więcej
niż kontur spadających jabłek bo czego trzeba jeszcze
prócz grawitacji praw i win które niosą śmierć lub rozgrzeszenie
lub słowa jeszcze same w sobie nieponazywane
Kalina Jaglarz – ur. 1991 r. w Katowicach, mieszka w dolinie Beskidu Wyspowego ze zwierzętami i
ludźmi. Współtworzy zespół Psie lico.
Marta Róża Żak – graficzka i ilustratorka z Warszawy, nauczycielka akademicka na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Obecnie skupia się na tworzeniu ilustracji inspirowanych silnymi emocjami i kolorem.