Logo Tlenu Literackiego

Występujący

w stanie wolnym

w powietrzu

Ilustracja do tekstu
Ilustracja: Ewelina Zatorska

Julia Jakub – opowiadanie

Gazownia!

W niektórych aktach urodzenia znajduje się specjalny kod, który pozwala skorzystać z nietypowej Promocji. Promocja umożliwia raz w życiu, na jeden dzień, zmianę w kogo tylko dusza zapragnie, przybranie dowolnej ludzkiej postaci. Dotąd uważałam to za fanaberię i podejrzany trik, po którego zastosowaniu będzie się jedynie żałowało powrotu do własnego ciała. Że będzie chciało się próbować więcej i więcej, co, naturalnie, będzie już niemożliwe, przynajmniej w tym życiu. Nic dziwnego, że mało kto się na to decyduje. Przyszedł jednak moment, w którym skorzystałam z Promocji, a nastąpiło to za sprawą impulsu, a nie w wyniku chłodnej kalkulacji.

Pewnego wieczoru Insta perfidnie wyświetlił mi Byłego w propozycjach do nawiązania kontaktu. Czy przy tak uczynnej technologii mosty, które palimy, w ogóle płoną? Po tym, jak Były ze mną zerwał, długo nie mogłam dojść do siebie. Całe lata smutku. Kto nie kliknąłby w profil, z ciekawości? Okazało się, że choć po zdjęciach niewiele da się wywnioskować na temat jego nowego życia (krajobrazy, krajobrazy, modne puby, krajobrazy), to został kilkakrotnie otagowany w profilu laski, która, jak wykazały kwadratowe fotki, okazała się jego Obecną. Zdjęcia kolorowe, technicznie dopracowane, jakby miały lecieć drukiem do profesjonalnego portfolio życia. Krajobrazy, modne puby, drogie drinki, grupowe, ze znajomymi, uśmiechnięte, ładnie ubrane, z dalekich zakątków świata, razem z Byłym jej Obecnym. Jednym słowem: przykro patrzeć.

Wystarczyło piętnaście minut, by dowiedzieć się wszystkiego, co trzeba. Dzięki fotce, na którym Obecna prezentuje widok z balkonu w słoneczny dzień, udało mi się ustalić, na jakim osiedlu mieszkają. Pomogło również zdjęcie, na którym dumnie prezentowali klucze na tle drzwi, z wyraźnie widocznym numerem mieszkania. Odszukałam w akcie urodzenia kod Promocji, przepisałam do odpowiedniej apki i przybrałam postać faceta z gazowni.

Osiedle nie było strzeżone. Dostać się na klatkę – żaden problem, akurat ktoś wychodził z psem i przytrzymał mi drzwi. Sobota, pora śniadaniowa. Na pewno są w domu i fotografują croissanty. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła Obecna. Wyglądała tak samo, jak na zdjęciach. „Dzień dobry, kontrola instalacji gazowej” mówię. Pal sześć, że sobota. Ona wykrzywia się zdziwiona i jakby trochę przestraszona, ale wpuszcza mnie do przedpokoju. Ma na sobie czerwony golf. Okulary w kocich oprawkach z całych sił usiłują wyszczuplić jej okrągłą buzię. „Nie mamy gazu” mówi zmieszana. „Ale zaraz, proszę poczekać…” Idzie do kuchni. Dobiegają stamtąd odgłosy sztućców rozprawiających się z omletem. To na pewno Były. Przedpokój jest brzydki. Ściany obite jakąś drewnopodobną sklejką, cholera wie, jakieś linoleum na podłodze, wszystko niby nowe a stare. Wyraźnie śmierdzi, trudno określić, czym. Przepoconą pościelą, niewietrzonym pokojem, wczorajszymi skarpetkami, może nawet jakimś rzygiem? Po prawej otwarte drzwi do sypialni. Poznaję kanapę w czerwone wzorki, bohaterkę kilku zdjęć. Wygląda na oklapłą i zmęczoną, zwisają z niej sflaczałe rajstopy, obok sterta ubrań. Na szarawym, kudłatym dywaniku ni w pięć ni w dziewięć leży toster.  Z kuchni dobiega przytłumiony głos Obecnej: „My mamy gaz?”. „No jak kurwa gaz” odpowiada zniecierpliwiony głos. To on, choć ciężko w nim poznać Byłego, głos miał kiedyś bardzo piękny, dość wysoki, i nie używał wulgarnych wtrętów. „Ale przyszedł facet z gazowni” teraz ona się denerwuje i zmienia ton. „Pewnie pomyłka” odpowiada z flegmatycznym nerwem Były.

Zerkam w lustro ścienne po lewej. Starszawy, pomarszczony mężczyzna z siwawą szczeciną na brodzie. Szkoda, że skoro już postanowiłam skorzystać ze zmiany, nie wybrałam sobie jakiejś powabniejszej postaci. Byłam tak skupiona na celu, że zmieniłam się raz-dwa, na wzór stereotypowych wyobrażeń. Bo w filmach do cudzych mieszkań pod pretekstem wchodzą typy przebrane za kontrolerów z gazowni. Czy gazownie w ogóle przeprowadzają kontrole? Nawet nie wiem, czy gazownie jeszcze istnieją. Sfatygowany uniform i stara torba z nieznaną zawartością. Właściwie po co w ogóle przyszłam? Bo słowo „gaz” budzi strach?

Byłemu nie chciało się nawet ruszyć tyłka z kuchni. Rozległo się co prawda obleśne szuranie kubotami o linoleum, ale najwyraźniej zmierzał tylko w kierunku lodówki. Za moment do szurania dołączyło jeszcze okropniejsze dudnienie piętami Obecnej, wieszczące jej powrót do przedpokoju. Nawet nie zaczekałam na konfrontację. Odwróciłam się i wyszłam. Oby jak najszybciej, jak najdalej od tego śmierdzącego domu. I tym sposobem Promocja została zmarnowana.

Julia Jakub – pisze, przekłada, blisko związana z reklamą i marketingiem. Publikuje w magazynach literackich. Absolwentka kierunku humanistycznego. Mieszka w Warszawie.

Ewelina Zatorska  – z wykształcenia graficzka, z pasji estetka. Lubię się dziwić i poznawać nieznane. W wolnych chwilach gram, rysuję, fotografuję i eksploruję. Instagram sztuczny: @evelineberenice.ink, więcej prywaty i fotografii: @eveline.berenice.