Iga Kowalska – opowiadanie

Ilustrowała: Anna Wiśniewska

Iga Kowalska – opowiadanie

Melodie do zapominania

Zapomniane raz!

Tego dnia jest dość chłodno, robisz przyjęcie urodzinowe i mówisz, żebym przyszła do ciebie wcześniej niż reszta zaproszonych gości. Ja mam krótkie włosy i jestem całkiem ładna, myję specjalnie głowę dzień wcześniej, żeby grzywka odpowiednio mi się ułożyła, o istnieniu prostownicy dowiem się dopiero w liceum. Ty jesteś szkolnym łobuzem z obitymi kolanami od wypadków na rolkach i burzą kręconych włosów w wiecznym nieuczesaniu. Masz na sobie wyprasowaną przez mamę białą koszulkę i szerokie spodnie bojówki z krokiem w kolanach. Ja mam dobre oceny i mało koleżanek. Zakładam mój ulubiony, nieco za luźny T-Shirt, choć mama próbuje przekonać mnie do sukienki. By ją zadowolić, chciałabym czasem być bardziej dziewczyńska.

Tego dnia przebywamy w twoim pokoju, rodziców nie ma jeszcze w domu, mama pojechała po tort truskawkowy (twój ulubiony), a tata wciąż jest w pracy. Lubisz mnie bardziej niż inne dziewczyny i ja ciebie lubię bardziej niż innych, choć nigdy sobie o tym wprost nie powiemy. Jesteśmy w czwartej klasie, twoje urodziny zaplanowane są na wieczór i wtedy przyjdą pozostali goście. Teraz leżymy i jemy chipsy paprykowe, z których wyciągamy najpierw Pokemony, ponieważ oboje sumiennie je zbieramy, a potem wkładamy ostrożnie do pudełek pełnych sfatygowanych, tłustych żetonów. Przestajemy karmić nasze zwierzątka Tamagotchi na wiele godzin, jesteśmy blisko siebie na kanapie, pełnej teraz kłujących czerwonych okruszków.

Dotykamy opuszkami palców swoich ciał w ubraniach, a ty opowiadasz, że widziałeś jak twój starszy brat leżał wczoraj goły na swojej dziewczynie. Na serio wystraszyłeś się, że zrobi jej krzywdę. Przeszukiwałeś potem jego szafki i znalazłeś GUMKI. Wyjmujesz więc jedną z opakowania, pokazujesz mi i teraz oglądamy ją uważnie, z dreszczykiem emocji, wiedząc, że to coś zakazanego, choć nie rozumiemy wcale, do czego służy. Nie wiemy, jak tego czegoś używać, bawi nas ten balonik, rozciągamy go palcami, a potem ty nadmuchujesz i wypuszczasz z ręki, aż leci na drugi koniec pokoju. Nie wpadamy na pomysł, by spróbować użyć prezerwatywy. Nie wpadamy na pomysł, by uprawiać seks. Tylko się śmiejemy.

Ja wyjadę, a ty zostaniesz na długo, na zawsze.

Będziesz miał dziewczynę, narzeczoną i żonę.

Tego dnia jestem trochę jak twoja dziewczyna, a ty jak mój chłopak. Nie oglądamy jednak i nie dotykamy swoich genitaliów. Nigdy zresztą nie zobaczę twojego penisa i nigdy go nie dotknę. Nigdy nie sprawię ci przyjemności.

Ty dotkniesz mnie tylko raz na podwórku w lecie przez cienkie bawełniane spodnie i będzie mi wtedy przyjemnie. Będziemy wtedy siedzieć na ławce na placu zabaw w sierpniowy chłodny wieczór i będzie już wtedy ciemno. Chwilę później rodzice zawołają nas do domu. Zapomnisz to zdarzenie na zawsze, a ja przypomnę sobie je kiedyś, ponieważ będę o Tobie śniła.

Przyśnisz mi się wiele razy, wiele lat później, długo po naszej ostatniej rozmowie.

Długo nie będę wiedziała, dlaczego.

Zapomniane dwa!

Tego dnia dużo płaczesz, choć nie przychodzi ci to łatwo. Jesteś moją przyjaciółką już tyle lat, że kocham cię bardziej niż moją starszą siostrę. Gdy dorastamy, a potem idziemy na studia, mówię ci o wszystkim, co mnie boli, o każdym, kto mi się podoba i o moim pierwszym seksie. O tym, że trudno mi mieć orgazm i że wybieram wciąż nieodpowiednich mężczyzn.

Jesteś piękna i mądra, do tego zwykle mówisz to, co ludzie chcą usłyszeć i robisz to, czego od ciebie oczekują. Jesteś taka w sam raz! Nie przeszkadza mi to przez wiele lat, bo czuję, że dla mnie jesteś autentyczna. Dla innych nie, ale dla mnie tak, jesteś w końcu moją najlepszą przyjaciółką na całym świecie. Pieczesz mi pierniczki na każde święta i robisz ozdobne pudełko na rocznicę naszej przyjaźni. Dla mnie z pewnością jesteś sobą, prawdziwą. Nie wykształcasz fałszywej osobowości, tak przynajmniej myślę wtedy.

Mija pięć lat, dziesięć lat. Mija dwadzieścia lat, a my wciąż idziemy razem.

Ja mam chłopaka, z którym mieszkam, rozstajemy się, później znów mam chłopaka, mieszkam z nim i znów się rozstajemy. Moje życie jest pełne zdarzeń, ludzi, emocji i błędów. Ty gotujesz mi jedzenie, gdy cierpię po rozstaniach, jesteś zawsze, gdy potrzebuję, robisz i mówisz dokładnie to, co trzeba i tak jest w każdym moim kryzysie. Ty prawie nie masz kryzysów, jesteś jak doskonale naoliwiona maszyna powleczona w manekin z Muzeum Madame Tussauds, piękna, silna, awansująca w pracy, w stałym związku od wielu lat, bez gorszych i lepszych momentów, jak idealnie prosta linia w EKG.

Pewnego dnia postanawiasz powiedzieć rodzicom o swojej dziewczynie. Chciałabyś zaprosić ją do domu i im przedstawić, kochasz swoją dziewczynę już długo i ja zapraszam ją na moje urodziny i inne okazje, ponieważ skoro Ty ją kochasz, to ja postanawiam od razu, że także ją pokocham. Lecz wcale niełatwo ją kochać, trudno ją nawet lubić, ale robię to dla ciebie, bo kocham ciebie, a tak się chyba robi, gdy się kogoś kocha. Tak wtedy myślę.

Twoi rodzice jednak wcale nie chcą jej kochać. Tak naprawdę nie akceptują tego, że ona nie jest chłopakiem. Chcą, abyś wyszła za mąż, a nie spotykała się z dziewczynami, myśleli, że to objaw wieku dojrzewania, że może ci przejdzie, skończysz studia i dorośniesz tak, jak ich zdaniem należałoby dorosnąć. Tak jak dzieci ich znajomych. Jesteś przecież perfekcyjnym projektem pod każdym innym względem. Jak możesz im to robić? Jak możesz?

Mijają lata, a Ty cierpisz z tego powodu. Gdy próbujesz poruszyć ten temat, oni pokazują swoje cierpienie, wybierasz więc doświadczanie bólu głęboko w środku i czasem nawet mówisz, choć bardzo rzadko, że boli i przez te wszystkie lata ja doświadczam tego razem z tobą. Czasem wydaje mi się, że doświadczam bólu bardziej. Odcinasz się od niego, budujesz siebie poza nim, zasłaniasz twarz jak maskę, mistrzowsko grasz w udawanie. W pomijaniu, niezauważaniu, grzebaniu żywcem uczuć zdobyłabyś złoto na każdych zawodach. Przez lata nie słyszysz, gdy mówię: ,,nie ma takich zawodów!”.

W końcu postanawiasz nie wracać do tematu, a gdy jesteś u rodziców, nie zabierasz ze sobą partnerki. Ja znam twoich rodziców i bardzo ich lubię, siedzimy czasem przy stole z nimi i rozmawiamy, tak jakby twoja dziewczyna wcale nie istniała, a to całe cierpienie, które jest w tobie, wcale nie zżerało cię od środka codziennie, od lat. Po tych kolacjach zwykle bardzo boli mnie w brzuchu.

Pewnego razu twoi rodzice niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki postanawiają was dostrzec. Jakby przez wszystkie te lata wyrywali ci serce z piersi, codziennie po milimetrze, lecz nagle zobaczyli, że krew sika na boki i spływa po ich dłoniach. Zapraszają was na obiad i od tego momentu jesteście już kochającą się i piękną rodziną. Jak z pierdolonego obrazka.

Któregoś dnia przyjeżdżam do twoich rodziców i widzę twoją dziewczynę, jak przechadza się po ich domu. Przypominam sobie twoje łzy, rozczarowanie, przypominam sobie was razem na moich imprezach, na moich urodzinach i sylwestrach. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki twoja ukochana czuje się tu jak u siebie. Wyciąga sobie lemoniadę i sernik z lodówki. Wszyscy zachowują się, jakby było tak zawsze. Jakby nie było tych lat twojego wewnętrznego, bezgłośnego cierpienia, jakby obecni tu ludzie nie zadali nikomu żadnego bólu. Jakbym nigdy nie czuła go z tobą, przy tobie. Za ciebie.

Zasycha mi w gardle i robi mi się słabo. Stoję na deskach teatru, w spektaklu, którego scenariusza nikt ze mną nie konsultował. I boli mnie wtedy całe ciało za ciebie. Boli mnie całe serce za ciebie. Czuję, jak wielkie igły kłują mi brzuch od środka za ciebie. Jestem pierdoloną Matką Boską Bolesną za ciebie, choć nikt mnie nigdy o to nie prosił. Dlaczego to sobie robię?

Przez kolejne miesiące coraz mniej przeżywasz, właściwie mam wrażenie, że nie przeżywasz wcale. Po prostu trwasz, cieszysz się, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zdarzają się takie rzeczy na świecie, że możesz już zabrać dziewczynę do rodzinnego domu, chociaż nie jest chłopakiem.

Czasem mi się zdaje, że może coś przeżywasz, tak jak tego dnia, gdy tak dużo płaczesz. Gdy nagle masz jakiś problem, wyciągasz do mnie dłoń i krzyczysz ,,ratunku, nie chcę już być w tym spektaklu, chcę móc przeżywać prawdziwie, chcę być wreszcie wolna”. Tego dnia potrzebujesz autentycznej rozmowy, jesteś zagubiona, rośnie we mnie nadzieja na fale w twoim EKG, załamanie prostej linii, na prawdziwą wymianę między nami. Rozmawiamy wtedy bardzo długo przez telefon i przeżywam to z tobą. Za ciebie.

Następnego dnia spotykamy się, masz znów szampański humor, jakby temat z rozmowy, tej autentycznej, nie istniał. Gdy pytam, twierdzisz, że problemu już nie ma. Wróżka przyszła do ciebie, usunęła to, co niewygodne, obsypała cię na nowo brokatem, byś mogła znów lśnić jasnym blaskiem. W jednej sekundzie dla ciebie nasza rozmowa przestaje znaczyć cokolwiek, w grzebaniu uczuć i zdarzeń masz wieloletnie sukcesy. Nadzieja umiera szybciej niż ćma w płomieniu świecy.

Kilka lat później mam taki dziwny sen. Jesteśmy razem w ciasnym, pełnym wody basenie, z którego chciałabym się wydostać. Podpływasz do mnie i karmisz mnie małymi, bardzo słodkimi kulkami z czekolady. Wkładasz mi je do ust na siłę, aż robi mi się niedobrze, aż nie mogę oddychać.

Strzepuję ten brokat, nie mogę dłużej wychodzić na scenę teatru.

Nie chcę już robić tego sobie.

Zapomniane trzy!

Tego dnia jesteśmy na premierze w teatrze, którą organizuje nasza firma. Od tygodnia obdzwaniam aktorów, agentów, twórców, dziennikarzy. Od rana wycinam w biurze akredytacje, a teraz biegam za którymś z aktorów, aby przyszedł punktualnie na rozpoczęcie premierowego spektaklu.

Ona biega za innym aktorem. Jest już nieco pijana i zaczyna mówić do mnie samymi przekleństwami, ochrypłym, grubym głosem. Jest dla mnie wstrętna, a wszystkim innym wchodzi w tyłki jak w masło. Proponuje drinka każdemu z firmy, lecz mnie ostentacyjnie pomija.

Ty jesteś moim szefem, przechadzasz się po teatrze dumny w swoim drogim, markowym garniturze, a my biegamy w sukienkach z sieciówek za aktorkami pozującymi w sukniach od projektantek. Gdy podchodzę do jednego z aktorów, ona popycha mnie z całej siły z łokcia na drugi koniec foyer. Jestem tak zszokowana, że zamieram i uznaję, że nie będę się z nią bić. Ty to widzisz i odwracasz wzrok. Ja wiem, że to widzisz. Wiem, że odwracasz wzrok.

Piszę potem do ciebie, aby zgłosić sytuację. Nie jestem w stanie pracować, gdy osoba z tej samej firmy robi takie rzeczy. Czekam na odpowiedź, dwa, cztery, sześć miesięcy. Po roku przychodzę z wypowiedzeniem. Ty mówisz, że nie rozumiesz, bo przecież zawsze mnie wspierałeś i wychodzisz z pokoju, trzaskając drzwiami. Już nigdy się ze mną nie przywitasz.

***

Raz, dwa, trzy, zapominam ja, zapominasz ty!

Raz, dwa, trzy i już nikt nie pa-trzy.

No zobacz, już nie ma.

Nigdy się nie wydarzyło.

Włóż te dni do kamiennej trumny z przyklejonym uśmiechem. Zakop głęboko w ziemi, w grobie z tablicą bez napisu, w grobie Nieznanego Zdarzenia. Pogrzebu nie będzie, nie grzebie się przecież chwil, które nie istniały i tych, co nigdy nie żyli. Nie ma styp dla nieumarłych.

Wejdę na te groby i zatańczę za was.

Tango argentyńskie z pachnącymi liliami.

Zatańczy ogień w tandetnych zniczach z Tesco.

Zagram wam głośno i zagram fałszywie.

Melodie do zapominania.

Na grobach tego, co zapomniane.

Iga Kowalska – absolwentka bioetyki na Uniwersytecie Warszawskim (Instytut Filozofii), psychoterapeutka w trakcie szkolenia, pisarka. Jej debiutancka powieść pt. ,,Uwalnianie” ukazała się w 2021 r. i zdobyła 2. miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Nagroda Literacka Motyli.

Anna Wiśniewska – ur. 4.08.1993 r. Ukończyła grafikę na Wydziale Sztuk Pięknych, na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dyplom wykonała na pracowni litografii. Po studiach odbyła kilkumiesięczny staż w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu, gdzie realizowała liczne projekty artystyczne, głównie w zakresie animacji oraz ilustracji, które promowały aktualne spektakle. Od października 2020 r. studiuje w Szkole Doktorskiej Academia Artium Humaniorum na UMK w Toruniu.