Ian Kemp – trzy wiersze

Ilustrował: Jacek Vasina

Ian Kemp – trzy wiersze

 

/ JA, PAN, FOGELITZ /

stoję przed tym wodospadem.

w takiej ciasnej jakby alejce,

otoczony górami, wysokimi na 30 metrów.

prowokują mnie.

 

i kurza twarz i dupa blada.

nic nie mogę zrobić.

 

nie rozsunę gór dłońmi.

nie są imadłem.

nie mogę wodzie kazać przestać.

nie zamknie się przecież.

 

dlatego.

nie będę robił żadnego zdjęcia,

wykluczone.

 

stoję, gapię się jak bezradny okruch.

przecież to piekielnie

niesprawiedliwe. to jest.

 

ale jak to ja, kombinuję.

no chyba że wróciłbym

z ciężarówkami wypchanymi TNT.

 

to wtedy tak, rozpraszamy.

trochę trotylu.

bezczelne górzyska za frak.

i dawaj. na całego. full ul.

 

wodzie każemy do studni,

do basenu spływać.

dzikiej roślinności rosnąć.

o i tak. tak właśnie.

 

pokazuję siłom pokory

i niemożności.

 

co? co pan FOGELITZ pokazuje

siłom pokory i niemożności?

a

ro

arogancję, brawo!

pan FOGELITZ, pokazuje arogancję.

 

/ POROZUMIENIE /

boję się, że łysiejesz.

 

nie chcę nawet myśleć, czy będziesz zbawiona,

czy skoczysz w przepaść,

czy kulą u nogi będzie ci walizka,

czy metal nieszlachetny – tak! boję się,

że ukradniesz mi hantle

i zamienisz ich podstawową użyteczność

w coś tak niekorzystnego.

 

boję się pomyśleć, że hantle mogą skrzywdzić

niewinną rybę w rzece, do której ty

pędem, z pełnym przekonaniem

i bez prawnika – wpadniesz,

i w której skręcisz kark. a potem.

opadniesz na dno z tymi hantlami jak u-boot.

nie wiadomo po co.

 

kilka dni temu dowiedziałem się, że

żaden drapieżnik nie atakuje ofiary

robiącej – głupio tak wprost.

komicy mówią na kupę – dwójka – jakby

cyfra oznaczająca liczbę dwa

była mniej odpychająca

niż frazem – kupa złota.

 

coś w tym jest – wojny także zawiesza się

na czas świąt, a ja zmierzam do tego,

że będę już odważny – obiecuję.

 

jeśli mężczyźni mogą przestać walczyć,

a zwierzęta pozwalają swoim ofiarom

dokończyć dwójkę,

to ja też przestanę myśleć o twoich

niedorzecznych problemach.

 

inaczej sam wsadzę do tej

walizy hantle i cześć.

rozkładam się na dnie.

 

/ CMENTARZ /

a w nim, na nim ja – BERNARD FOGELITZ.

jeszcze żywy.

 

idę sobie nic nie rozumiejąc,

nie czając o co chodzi w tych niskich domkach.

zimnych, twardych, których mama nie pozwala

dotykać, bo zarazki cmentarne są gorsze od

szpitalnych.

 

po powrocie do domu ze szpitala ręce

wystarczy umyć w przewidywalny sposób.

mydłem, nie dłużej niż przez 60 sekund,

bo ciepła woda jest droga i trzeba oszczędzać.

 

po powrocie do domu z cmentarza ręce

należy myć nachalniej.

po pierwszej turze musi nastąpić druga,

różniąca się od pierwszej tylko

poziomem zniecierpliwienia.

i ceną ciepłej wody, której tym razem

nie można oszczędzać.

 

zarazki cmentarne są jakimś cudem gorsze.

zdaniem mojej matki.

moim zdaniem

nikogo nie mogą już zabić, bo wszyscy na

cmentarzu są martwi, a właściwie nikt nie jest

martwy, bo tutaj nikogo nie ma.

 

tę niezrozumiałą dla niej prawdę wykrzyczę matce

prosto w twarz 10 lat później, gdy

czasowo przestanę ją kochać i będę już umiał

odróżnić głupoty, jakie wygaduje od bajek,

jakie mi opowiadała.

 

mając 7 lat szedłem obok niej, co chwilę

przywoływała mnie do porządku mocnym

szarpnięciem dłoni. suchą miała tę dłoń,

przesadnie mięsistą. niepotrzebną.

 

nie chciała odpowiadać na pytania.

bała się, że się skapnę, czy jak?

nie mając możliwości dotknięcia

bezwzględnego marmuru, rozmemłanego

lastryka nie da się nic zrozumieć.

jakaś nieopanowana była ta moja matka.

 

w pewnym momencie wyrwałem się i udało

mi się nawet wsadzić głowę do dziury

w grobowcu, ale nic się nie stało. matka

słowem się nie odezwała, na moje – dzień

dobry – żaden trup nie odpowiedział swoim

– do widzenia. nie było czaszek, nie

śmierdziało, obecności kota nie odnotowałem.

byłem taki dumny. matka bała się zarazków,

a ja ich nie widziałem!

 

mając 7 lat zrozumiałem nieobecność.

wydała mi się dziwna, ale nie bezsensowna.

 

na cmentarzu zawsze coś się działo, mogłem

sobie wiele wyobrazić. i na wiele sobie pozwalałem.

na przykład stojąc przy grobie babci myślałem

o leżącym obok niej dziecku. poszło do piachu chwilkę

przed 4 urodzinami. 2 dni przed urodzinami? hmm.

teoretycznie jakieś prezenty na ADELKĘ pewnie czekały

– pomyślałem, nie bojąc się ani ADELKI, ani jej mamy.

która żywa już być nie mogła po takiej tragedii.

 

opowiadam o tym tylko dlatego, że kilka dni temu

wspominając niezwykłe podróże po cmentarzu

pomyślałem o stworzeniu świata.

 

i wymyśliłem, że być może nie dało się

tego wszystkiego zrobić lepiej, całego tego

świata,

ale na pewno można było świat zrobić gorzej.

 

mogliśmy być robotami. brr. to jest dopiero

nieprzyjemne.

 

 

IAN KEMP (ur. 1991) – publikował opowiadania i wiersze min. w: Lampie, Arteriach, Ricie, Inter-, Elewatorze, Faarcie, Obszarach Przepisanych, Tlenie Literackim. Autor zbioru opowiadań “Chcemy się tylko podpalić” (Dom Literatury w Łodzi, 2018).

Jacek Vasina (ur. 1998) – absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie, student School of Form w Poznaniu. Zajmuje się ilustracją, malarstwem i projektowaniem. Instagram: @jacekvasina