Logo Tlenu Literackiego

Występujący

w stanie wolnym

w powietrzu

Ilustracja do tekstu
Ilustracja: Zofia Sobota

Filip Eidel – jedno opowiadanie

Podwórko

Hop i bęc. Bęc i hop. Podwórko jest wypełnione ogrodami ostów, które niczym strażnice przygraniczne bronią dostępu do głębszych zagajników traw. Schrony budowane są zawsze od strony stromych wzniesień lub w dołach, wyrwach w ziemi, resztkach betonowych ogniw albo w innych ruinach. Broń stanowią łodygi wyjątkowo twarde, zwykle podsuszone, zdrewniałe, a czasem nawet cieńsze gałęzie po wstępnym przygotowaniu w obozie. Cel jest za każdym razem inny, lecz przewijają się schematy zdobywania, walki, niszczenia tych złych oraz ostatecznej nagrody, jaką zawiera w sobie przychylne spojrzenie jej oczu. Za każdym razem innej, ale zawsze jej.

Ważne jest, by się ukrywać – gdy nieświadomy przechodzi, najlepiej wstrzymać oddech i utrzymywać ciało w bezruchu, choćby po nodze szedł robak (chyba że pająk). Można potem tropić po śladach zostawianych w ziemi i na naruszonych kępkach chwastów. Można wbiec na cegły wystające z pagórka lub wdrapać się na zeschłą jabłoń, by móc poszerzyć pole widzenia. Szuka się głównie smoków, fortec, wejść do podziemi i czasem ukrytych wskazówek – te mogą prowadzić do skarbów lub wiedzy magicznej. Dalej, już za strefą wpływów, są zalane fundamenty, z czarną cuchnącą wodą i starszymi chłopcami skaczącymi po murkach, a nawet wchodzącymi na dachy. Jest tam stróż i wielkie jak konie psy, które potrafią śpiewać i gryźć. Jeszcze dalej jest już świat nieznany, widziany tylko z perspektywy chodnika, po łebkach, po fasadach, bez dogłębnej znajomości rzeczy, więc jakby zupełnie bez znaczenia.

Zrównają to później wszystko z ziemią. Zielone pagórki, rozrzucone cegły, starą jabłoń, osty i chwasty przemielą z czarną glebą i wywiozą hen. Większą część zaleją asfaltem, by zrobić duży, acz zaniedbany parking. Pozostałą z czasem ukoronują pobliscy działkowcy kolorowymi workami po nawozach, puszkami, opakowaniami po jogurtach, starymi butami i czasem oponą lub kawałkiem zardzewiałej blachy. Niekiedy z okna będzie można zobaczyć pijącego piwo czy sikającego, nieświadomego, że przecież stojący nieopodal blok wybałusza swe okna kuchni i pokojów wprost na ten nieużytek w środku publicznych użytkowych miejsc.

Wspomnienia i sikający będą się łączyć w jeden ciąg, przebiegający od narodzin dalej, w coraz to większe ojczyzny i podwórka, przez podwórko pamięci, aż do podwórka życia i aż do podwórka śmierci. Hop i bęc. Bęc i hop.

Filip Eidel – poeta i pisarz. Tworzy notatki na Facebooku, listy zakupów, plany na przyszłość. Czasem też wiersze i opowiadania (choć bez przekonania). I tu jakieś zdanie kończące, które zostawia czytelnika w stanie lekkiego zawieszenia, jakby niedopowiedziane. 

Zofia Sobota  – ma 21 lat i studiuje w Poznaniu na trzecim roku Communication Design. Interesują ją dobrze wydane książki, trafne ilustracje i nietypowa typografia, ciekawi ją to, co odręczne i niedoskonałe. Dużo jeździ na rowerze, lubi góry i wspinaczkę skałkową. Jej dopracowane projekty i niedopracowane szkice  można znaleźć na: https://zofiasobota.tumblr.com