Agnieszka Jermołowicz – opowiadanie

Ilustrowała: Karolina Krasny

Agnieszka Jermołowicz – opowiadanie

1. Dla słabszego, innego, szczutego Przyjaciela z cyklu Opowieści wyjęte z tęczowego piekarnika.

Dziś jestem taka kruchutka, na spodzie niedopie(sz)czonym żadnym ciepłym słowem. Jakby
z tej tortowej wisienki ugrzęzła we mnie tylko najtwardsza do zgryzienia pestka, a ja, jak na złość, noszę aparat ortodontyczny, i w ogóle rozgryzanie bolących tematów nie jest moją najmocniejszą stroną. Niby wiem, że mogę zadbać o siebie sama, piec się z miłością w nagrzanym piekarniku ok. 50 minut w temperaturze 180°C, grzałka góra-dół, aż się ładnie zarumienię, znaczy odzyskam zdrowоnormatywne kolory, tak piszą w tradycyjnych staropolskich przewodnikach kulinarnych, a potem jeszcze każą się zostawić do ostygnięcia.
I tak sobie stygnę spokojnie, bez pośpiechu, bo jestem uprzywilejowana, mam heterocertyfikat przydatności do spożycia. Mogę więc przygotować owoce. Świeże umyć i, w zależności od rodzaju, wypestkować, odszypułkować. Duże pokroić na kawałki i się udekorować rabarbarem, truskawkami i oczywiście soczystymi wisienkami. Ja mogę, ale niestety pęka mi serducho, bo w zakalcowej prawdzie o kraju mojego pochodzenia dla poniżanych tylko śliwki robaczywki
i pestki w gardle.

2. Kochaj bliźniego swego

Kiedyś tak byłam wymoszczona w ściółce kościelnej, że marzyłam o swojej przyszłości
w habicie. Bycie siostrą zakonną było czymś tak upragnionym jak przyjazd ojca, który spóźnił się o jakieś 30 lat. Na szczęście mój pociąg do marzeń z salki katechetycznej przepadł od razu po bierzmowaniu. Historia z inną siostrą dogania mnie w Kazachstanie. Spotykamy się na lotnisku, brakuje mi zaproszenia, bez którego nie chcą mnie wpuścić na pokład. Obok mnie siostra cała opancerzona arcybiskupimi pieczęciami, modlitwami. Aura naocznej świętości skapuje również na mnie, wszystko to sprawia, że dalej lecimy razem. Drogi się urywają po przylocie, ale zdobywam numer, bo chcę za to wstawiennictwo podziękować. Siostra jest szczerze uradowana, a chwilę potem wysyła mi suchary medyczne pt. „Lekarz do pacjenta: – To będzie boleć. – Jak bardzo? – Sypiam z pana żoną”. No cóż, boków mi nie urwało, kręgosłupa moralnego też nie przetrąciło. Ale ten humor to zaledwie uwertura do prawdziwego chrześcijaństwa, czyli wysłanie petycji popierającej decyzje sędziów TK z prośbą o podpisanie oraz udostępnianie znajomym i przyjaciołom. Odpisałam, że jestem zwolenniczką dyskursu, w którym Pochwalony nie jest angażowany w sprawy polityczne. Na co siostra, że będzie się modliła o moją żywą reakcję (tu chyba chodziło o relację) z Jezusem Chrystusem mimo piętrzących się zawirowań. Te nie zostały sprecyzowane. Otóż siostro – moja relacja z Jezusem nie jest martwa, jest bardzo osobista i naprawdę nie musi mi siostra jej wskrzeszać. A potem kolejny filmik, w którym człowiek kościoła mówi o „tak zwanych kobietach” . Piorun się w garści pali, a kolejne afery sprawiają, że rozbieram w sobie to krzyżowe rusztowanie, nie chcę dźwigać ściem i przewin ukrytych za różańcem tajemnicy tak bolesnej, że rany Chrystusowe zadawane przez ludzi Kościoła krwawią dokumentem Sekielskiego.

Nie chcę Jezusa przynoszonego na tacy do sejmu, nie chcę religii w szkołach świeckich i mediów kościółkowych, które pod wezwaniem Bogu Ducha winnej Marii tak wykoślawiają dekalog, że każde przykazanie ma po ogromnym halluksie, a narośli na „kochaj bliźniego swego jak siebie samego” nie naprostuje żaden traumatolog. Mam nadzieję, że ten TRWAMwaj zwany hipokryzją nie pojedzie dalej, jeśli Ty w nim nie będziesz.

Karolina Krasny (ur. 1999) – studentka architektury na Politechnice Krakowskiej. Rysuje, maluje, pisze i pracuje w gastronomii.