Agata Kowalczewska – opowiadanie

Ilustrowała: Paulina Mitek

Agata Kowalczewska - opowiadanie


To jest właśnie On

 

Pani Boziu,

bardzo chciałabym dostać lalkę, co można jej zmieniać sukienki, można ją karmić wodą i umie sikać. Zostawiłam list do Mikołaja na parapecie. Byłam grzeczna cały rok. Bardzo, bardzo proszę.

Kiedy sięgam po herbatę taty, on odsuwa kubek niemal panicznie.

– Nie posmakuje ci – mówi. Wydymam usta, a mama odciąga mnie z powrotem do dekorowania. Może już wie, co w nim jest. Przed dziewiętnastą mamy odprawione już wszystkie rytuały: miejsce dla niespodziewanego gościa, sianko pod obrusem, dzielenie opłatkiem i czytanie fragmentu Biblii. Wszystko, żeby dostać tę lalkę.

– Ale Bozia przyjdzie tylko do dzieci, które zjedzą wszystko – mówi babcia. Dorośli poważnie kiwają głowami, a podbródki mają wysoko nad stołami. Ja niemal sunę swoim po talerzu. Ale jem. Może zwymiotuję, może nawet wybuchnę, ale pani Maryja nie może się już teraz wycofać. Przy ostatnim daniu mówię w końcu, że nie dam rady. Ze wstydem, po cichu. Czuję, że to wszystko poszło na marne. Zawiodłam ją.

– Dużo zjadła – mówi mama obronnym tonem. Do kogo mówi? Chyba nie do pani Maryi?

– Niech je – stanowczy głos taty ucina temat. No to jem.

Lalka jest dokładnie taka, jak w reklamie.

Pani Boziu,

proszę spraw, żeby mama i tata przestali się na siebie złościć. Wiem, że się kochają i wiem, że jeśli w domu jest miłość, to ty też tu jesteś. Czy Pan Bóg też jest takim mężem? Chciałabym się kiedyś zakochać w kimś, kto nie będzie na mnie tyle krzyczał.

– To czyje teraz zdrowie? – to pytanie jest jak zdrowaśka. Stół, przy którym ją zmawiają,  zawsze był domeną taty, dziadka i wujków. To tam toczą się najważniejsze rozmowy – wstęp tylko dla dorosłych. Choć jest już tak późno, czuję się ważną częścią tych spotkań.

Zbierz brudne szklanki. Brakuje łyżki do sałatki. Podaj tacie butelkę.

Nadchodzi godzina, gdy na nic zdaje się uciszanie mężczyzn. Gromkie wybuchy śmiechu coraz rzadziej trzęsą stołem. Rozmowy przeradzają się powoli w utarczki. Czy tylko ja czuję pod skórą napięcie? Moja lalka śpi sobie spokojnie w nowym wózeczku, więc zwracam się w stronę stołu, układając palec wskazujący na ustach.

– Obudzicie ją –  mówię, licząc, że mama doceni moje wsparcie.

– Czemu ona jeszcze nie śpi? – burczy tata.

– Ale ja chcę jeszcze zostać! – już czuję bolesną gulę w gardle.

Jego krzyk eksploduje nagle. Zawsze boleśnie zaskakujący, choć tak często zwiastuje go dźwięk pustego szkła. Mama odciąga mnie do innego pokoju.

– Bądź grzeczna – mówi łagodnie – Pani Bozia patrzy.

 Niezdarnie ocieram łzę z policzka.

Cześć,

bardzo chcę dostać jutro czwórkę z matmy. Trochę się uczyłam. Dzisiaj w tej intencji odmawiam pacierz. Dzięki z góry.

– Ostatnia ławka ewidentnie się nudzi – stwierdza siostra z niezadowoleniem – A ty jakie wybrałeś imię?

– Monitor – parska jeden z chłopców, wywołując salwę śmiechu. Siostra nie wygląda na zadowoloną, ale ze spokojem zapisuje coś w notesie.

– Dwa dodatkowe nabożeństwa – odpowiada tylko. Uśmiech chłopaka nie blednie, ale już się więcej nie odzywa. Zdaje się pokonany. W zasadzie dlaczego zależy mu, żeby podejść do bierzmowania, skoro udział w mszy jest dla niego jedyną skuteczną groźbą?

Nie przepadam za metodami siostry. Dowodzą tylko, że wiara musi być zacofana i nudna. Ale była z nami od zawsze. To ona jako pierwsza zaszczepiła w kilkulatkach strach przed potępieniem. To ona przez kolejne lata pielęgnowała nasze poczucie winy. To dzięki niej wiem, że jestem grzechem. Podskórnie czuję więc do niej szacunek.

– Ja wybrałam imię Anna – zaczynam, gdy przychodzi moja kolej – Tak jak moja patronka, ja również chcę zawsze wierzyć w Jego plan.

Cześć,

bardzo staram się być blisko Ciebie w codziennej modlitwie. Czasem czuję się samotna, bo nie wiem, czy mnie słyszysz. Może nie powinnam się do tego przyznawać, ale nie przepadam za mszami. Trochę mnie nudzą. Ale naprawdę się staram, bo mi na Tobie zależy. Dzięki, że mimo wszystko jesteś przy mnie.

Kiedy wchodzi pierwszy raz do klasy, przyciąga wzrok wszystkich. Dżinsy ma luźne i wytarte, ale bije od niej pewność – wie, czemu je kupiła i założyła. Mimowolnie poprawiam swój sweter w misie. Jej ciemne loki okalają szczupłą twarz, a spod tej burzy wystają duże kolczyki. Jest piękna.

Na przerwie zagaduje nas, czy słyszałyśmy o księdzu z podstawówki. No a kto nie słyszał? A myślicie, że ktoś wcześniej wiedział o tej kobiecie? Dlaczego uciekli dopiero teraz? Czy jeśli wróci, wciąż może być księdzem? Dyskutujemy. Jest błyskotliwa, zabawna. Wzdrygam się, gdy nagle w rozmowie ten jeden ksiądz zmienia się w każdego księdza. Gdy winny nie jest sam człowiek, a On. Bardzo chcę się wtrącić – powiedzieć, że nie można generalizować. Że wiara jest dobra. Że jest piękna. Nie odzywam się jednak, bo boję się, że nikt mnie nie poprze. A może nie chodzi tylko o to. Może podświadomość podpowiada mi, że gdy atakują autorytet, w którego nieomylność tak zażarcie wierzę, atakują też mnie. A może jeszcze tego nie dostrzegam i wolę po prostu nie wyjść w jej oczach na zacofaną?

Gdy grupa się rozchodzi, dostrzega krzyżyk wystający spod mojej koszulki.

– A co ty o tym myślisz?

Cześć,

wiem,  że to, co robię, jest złe. I tak, najpierw chciałabym przeprosić, że w ogóle posunęłam się do czegoś takiego. W życiu bym nie pomyślała, że jestem… właśnie taka. Ty na pewno też jesteś zaskoczony. Ale tak bardzo chciałabym zrozumieć, czemu to takie złe? Nie potrafię przestać, więc dzisiaj nic nie będę Ci obiecywać.

I znów leżymy w jej łóżku. Półnagie wodzimy delikatnie palcami po swoich ciałach. Rozmawiamy. Już od dawna nie potrzebuję ciemności. Delikatne światło pada na nas po równo, ale z nią nie czuję się odsłonięta. Po raz kolejny próbujemy poznać się na wylot.

– Ja też się czasem boję – mówi ze smutkiem – Bo co zrobimy, jeśli zechcemy żyć razem? Nawet moja mama może tego nie zrozumieć, mimo że tata kiedyś ciągle ją bił. W ogóle potrafisz sobie nas razem wyobrazić? Jak remontujemy mieszkanie? Adoptujemy pieska?

– Moja mama jest chyba za bardzo zajęta wyciąganiem taty z izb wytrzeźwień – zaczynam ostrożnie – Ale i tak wydaje mi się, że po prostu by się mnie wyrzekli – wzruszam ramionami.

– Czy to nie szalone? Ile znoszą nasze mamy dla mężczyzn? A wszyscy są tacy beznadziejni! Znasz chociaż jednego faceta, który nie jest? Pyta półżartem. Zastanawiam się chwilę i już otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale przerywa mi jej parsknięcie. Nie mów, że chciałaś wymienić Boga!

– Skąd wiedziałaś? – Rumienię się.

– Miałaś to wypisane na twarzy. Ale może to ma sens. Idealny facet to po prostu jakiś mistyczny dziadek, który tak naprawdę nie istnieje.

Mistyczny dziadek, powtarzam rozbawiona, choć szybko dopada mnie dyskomfort. Czy kiedykolwiek wcześniej pozwoliłam sobie na to, żeby się z Niego nabijać?

Hej,

wiem, że to nie jestem prawdziwa ja. Bardzo chcę pasować do tego, co dla mnie zaplanowałeś. Chcę mieć dzieci, chcę założyć rodzinę. Nie myśl sobie, że to wszystko nie jest już dla mnie ważne. Tylko nie rozumiem, czemu mam walczyć z czymś, co sprawia mi tyle radości? Czasami żałuję, że bezustannie jesteś przy mnie.

– Czyli nie chcesz już ze mną być? – Walczy z płaczem, ale stoi prosto z rękami założonymi na piersi. Niemal jakby chciała mnie sprowokować.

– Chcę, bardzo chcę. To ja pękam pierwsza i po policzku spływa mi pierwsza łza.

– Więc o co chodzi? Zdecyduj się!

– Nie rozumiesz, jak bardzo się boję, dukam w końcu.

-Potępienia, grzechu, piekła – wylicza niemal znudzonym tonem – Myślałaś kiedyś o tym, że ty po prostu boisz się tego, co będzie po śmierci?

– Każdy się tego boi – wzruszam ramionami.

– Nie rozumiesz. Ja się zupełnie nie boję, bo wiem, co nas czeka – nic.

– I chcesz mi powiedzieć, że to nie jest straszne?

– Jest straszne, bo tego nie akceptujesz.

 Kręcę tylko  głową, bo przez chwilę nie stać mnie na sensowną odpowiedź.

– Wiem, że nie przepadasz za tym, co mówią księża, ale załóżmy na chwilę, że mają czasem rację. I że On istnieje. Co jeśli rzeczywiście, gdy masz na sumieniu ciężki grzech i nagle po prostu umierasz – wpadasz pod auto albo dostajesz zawału – i automatycznie trafiasz do piekła? Bo nie masz spowiedzi.

Prycha tylko w odpowiedzi, ale zapewniam ją, że dokładnie tak powiedział ksiądz na ostatnim kazaniu.

– Co mam ci powiedzieć? Czy ty się w ogóle słyszysz? Za bardzo się przejmujesz: tym, że nie masz spowiedzi, że kogoś nie zadowolisz, tym całym piekłem. Ale ty nie umierasz, rozumiesz? To są wszystko bajki! Poza tym, naprawdę tylko tyle dla ciebie znaczę? Jestem tylko kolejnym grzechem?

Żeby tylko przeżył, błagam błagam błagam. Wrócę do spowiedzi, wrócę do modlitw. Wrócę do kościoła, zostawię ją, zrobię wszystko! Proszę, nie pozwól mu umrzeć.

Tym razem naprawdę przesadził, mówi mama, ocierając łzy. Pierwszy raz widzę, jak płacze. W tej rozpaczy dostrzegam jednak jakąś ulgę. Od lat siedziała na tykającej bombie. Jest zwyczajnie zmęczona. Kto wie? Może dopiero dziś naprawdę odpoczywa.

– Co teraz, jaki jest jego stan?

– Zagrożenie życia, może się wyliże.

Ich rozmowy dobiegają do mnie jak zza ściany. Ktoś podaje mi miskę z sałatką. Ktoś polewa kolejny kieliszek wódki.

Ksiądz w naszej parafii odprawi za niego mszę, mówi dziadek. My co noc odmawiamy w jego intencji różaniec, mówi ktoś inny. Ktoś chce iść dla niego na pielgrzymkę. Ktoś skontaktował się ze znajomym księdzem. I nagle mama wtrąca głosem pełnym nadziei:

Jeśli Bóg istnieje, to jest właśnie On.

 

Agata Kowalczewska (1998) – absolwentka filologii angielskiej. Najchętniej czyta fantastykę i reportaż. Do tej pory nie publikowała swoich opowiadań, choć nie brakuje ich w folderze “głupoty”.

Paulina Mitek – @mitek.jpg