Adrian Tujek – jeden esej

Ilustracja: Agnieszka Muszyńska

 

Adrian Tujek – jeden esej 

Śmierć? Tylko ci się wydaje – o manipulacji Żabnickiej

Zastanawiam się, jak często czytelnik poezji, a może szerzej: literatury, dostrzega, poza środkami bezpośrednio poetyckiego czy literackiego przekazu, narzędzia o nieco innym charakterze, które, na równi z takimi choćby środkami stylistycznymi, funkcjonują w tekście i realizują w nim określone zadania. Ona myśli, że rzadko. On jest przekonany, że często. No właśnie – które z nich bardziej mnie przekonuje? Na tym elementarnym przykładzie widać, jeśli ktoś chce zobaczyć, że język także może być pewny siebie, choć równie dobrze mógłby być chwiejny, nieśmiały, szeptany. Który z nich poniesie tłumy czytelników, a może warto zapytać: dokąd? W tym przypadku, czyli w poezji oferowanej („oferta”, czyli słowo w pewnych kręgach zakazane, ale co tu, to nie) przez Joannę Żabnicką, autorkę dwóch książek poetyckich: Ogrodnicy z Marly oraz Koniec lata (obie Wydawnictwo WBPiCAK w Poznaniu), na pewno nie na spacer.

Nie zdążyliśmy pójść na spacer

Tyle nas ominęło. Teraz ty
mów do mnie, a ja będę umierać.

            Kto wypowiada te słowa i kiedy? W końcu Joanna Żabnicka niespiesznie (wszak zaliczyła już spóźnienie) mówi o bilansie –i to w momencie, o którym już Justyna Bargielska pisała, że boi się, czy pozna, że umarła. „Bo/ czy umrzeć to jest śnić sny jakby nie swoje,/ czy może bardziej jak dwieście tysięcy/ czarnych perełek, które toczą się za nami/ do zsypu. Keepdying, powiedział mąż”, tymczasem bohaterka Żabnickiej dopiero domaga się, by do niej mówić, kiedy jest już przesądzone, że spaceru nie było i nie będzie. Roszczeniowość postawy stanowi zresztą to, co interesuje szczególnie, mam nadzieję – nie tylko mnie. Zwłaszcza, że roszczeniowość ta nie zawsze jest wyartykułowana tak dosadnie za pomocą trybu (zawsze jakiś jest, choćby twierdziło się inaczej) rozkazującego. Niekiedy to, do czego ma doprowadzić żądanie, jest osiągane przez prowokację, techniki manipulacji, język NLP. Myślę, że to jest udziałem Żabnickiej, kiedy sugeruje, że „kurz wydaje się nietykalny”. Ba, jestem przekonany, że czytelnik zostaje podpuszczany, co zdaje się wyrażone wreszcie expressis verbis: „Nie dotkniesz ich, nie psując człowieka. Tylko/ dlatego myślą, że są nietykalni.”. Czego chce taki podmiot? I dlaczego ten podmiot jest ciekawszy niż tłum innych, choć na pierwszy rzut oka dość mu podobnych?

Gdyby jednak nie

Na peronie kolei podmiejskiej
roi się tłum. Jak byłoby bez niego?
Czy ktoś bierze poważnie
kogoś, kogo nie ma
i kto zastanawia się, jak to jest?

            Często słyszy się, ale też czyta, że gdyby jakiejś książki/ piosenki/ pocałunku nie było, nic by się nie stało. Oczywiście, Turnau naprawdę śpiewał: „nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca”, ale ja zdecydowanie idę w kierunku Filipa Szcześniaka, że „gdyby ciebie nie było, miastu by wygodniej się żyło”. W każdym razie, Joanna Żabnicka, chcąc, nie chcąc, a możemy być pewni, że maczała w tym palce z pełną poetycką premedytacją, pyta nas: „Jakby było bez niego?” i pytaniem odpowiada na to pytanie: „Czy ktoś bierze poważnie kogoś, kogo nie ma (…)?”. Dla mnie, w ślad za Bargielską, „na dobrze postawione pytania nie trzeba udzielać odpowiedzi”, choć, jak widać wyżej, można zadać pytanie jak cios, które jest też odpowiedzią. No bo, powiedzmy sobie szczerze, czy to nie ma boleć? Nie jesteśmy nietykalni i gdy w końcu, jak tego sobie życzy podmiotła Żabnickiej, dosięgnie nas dotyk, zostaniemy popsuci. Popsuci? Zapytałby czytelnik poezji, czy może szerzej: literatury, a wiersz znalazłby odpowiedź, jednak czy na to właśnie pytanie?

Bóg się rodzi, człowiek umiera[1].

            Śmierć zatem nie opuszcza, już pszczoły o tym wiedzą i chyba dlatego „miały opuścić ule i nie wrócić nigdy”[2]. I nie wróciły, bo jeszcze tych uli nie opuściły. Czy to dlatego, że są podzielone przez kogoś, kto stosuje tryb rozkazujący oraz taktykę „dziel i rządź”? Przecież „pojedyncza pszczoła nie ma świadomości”, jeśli wierzyć Bargielskiej, i to jest może patent przy okazji na to, by nie wiedzieć, że odchodzi się na zawsze? Czyli, że odbywa się to pod płaszczykiem spaceru, tak? A co, jeśli wierzyć Bogu? –zapytałby ten sam, co zawsze czytelnik i wiersz znowu znałby odpowiedź, której w poezji Żabnickiej warto skrupulatnie poszukać. Nawet, gdy „okonie patrzą bez mrugnięcia w górę i nie/ widzą nic, bo nie ma nic dalej”[3]. Powiedzmy sobie szczerze, wielu z nas twierdzi, że spacer to takie łażenie bez celu, czego o poezji Joanny Żabnickiej nie należy mówić. Idźcie sami, albo parami – jak nieszczęścia, i zobaczcie, co chcecie.

[1]Ze zmęczenia domokrążcy, w: Koniec lata, Wydawnictwo WBPiCAK, 2019.

[2]Ściana, w: Koniec lata, Wydawnictwo WBPiCAK, 2019.

[3]Nie biorą okonie, w: Koniec lata, Wydawnictwo WBPiCAK, 2019.

Adrian Tujek (ur. 5.08.1990) – adwokat, wykładowca prawa w placówkach prywatnych, autor książki poetyckiej Niebieskie nie schnie (WBPiCAK, 2019). W wolnym czasie programuje. Mieszka we Wrocławiu.

Ilustrację wykonała: 

Agnieszka Muszyńska (redakcja)