Anna Rosłoniec – opowiadanie

Ilustrowała: Jagoda Jaworska

Anna Rosłoniec - opowiadanie


Magaluf 

 

białe i żółte pasy, sekcje leżaków
parasoli
popękany plastik z lat siedemdziesiątych, wyblakły
ręczniki hotelowe z logo Blue Lagoon
akwamaryna (kolor)

„pod jakimi parasolami jesteście?”
Lidia trzyma dłonie w górze, zasłania palcami część widoku jakby kadrowała zdjęcie
mówi: gdyby nie te hotele, chodniki i beton
Grzegorz nie odpowiada
ma zamknięte oczy

jest tak gorąco
butelka z wodą, którą wzięła z hotelu jest pusta, ani kropli
to wszystko przez ten upał

Lidia odwraca głowę, żeby spojrzeć na Grzegorza
siwe włosy na brzuchu i piersiach falują mu na lewo i prawo jak ukwiały
śpi
skrapla się, jego pot spływa, wsiąka w ręcznik, pewnie zbiera się na leżaku albo skapuje przez szpary na piasek
jego blada skóra zwisa po bokach
Lidia schyla się, ale pod leżakiem jest sucho

mogłaby go obudzić
ale ona nie jest z tych, dla niej sen to świętość
gdyby na jej sukience drzemał kot, a ona musiałaby wstać, odcięłaby kawałek materiału byleby go nie budzić
tak jak ta Japonka, o której ostatnio mówiła jej Julia
no, może nie dosłownie  

kłócili się o to budzenie z Grzegorzem nie raz, kiedy dzieci były jeszcze małe
po co mają się zrywać, dajmy im jeszcze pospać
bez sensu były te dyskusje
Grzegorza prawie z nimi nie było, ciągle jeździł na handel, a potem się zjawiał i próbował wprowadzać swoje porządki
po co w ogóle pytała go o zdanie
po co z nim o tym rozmawiała

Magaluf
seks na plaży, publiczne obnażanie się, ludzie skaczący z balkonów
kto by się spodziewał, że Grzegorz zabierze ją w takie miejsce
Grzegorz, który zawsze tak dokładnie zasłania się ręcznikiem, nawet kiedy są sami 

nie przyjechali do Magaluf
mieszkają w Palmie Novie, po drugiej stronie wypustki wystającej z wyspy jak głowa żółwia
w Palmie jest spokojnie, sangria kosztuje dziesięć euro za kieliszek
w Magaluf jest po siedem  
to mówi samo za siebie

biedny Grzegorz
kiedy mówił przy śniadaniu, chodźmy na drugą stronę półwyspu, tam też jest plaża, pewnie nie miał o niczym pojęcia
ona zresztą też nie, zgodziłaby się na cokolwiek, byleby go udobruchać
obraził się na nią, bo oblała go wodą, niechcący przecież
co ty robisz, kobieto
owszem, szklanka wypadła jej z ręki, a zawartość rozlała się po stole i zmoczyła mu koszulę tak, że zlepiła się z ciałem i zrobiła przezroczysta
jak ja wyglądam, powtarzał i zaciskał zęby
ale nie musiał się nawet przebierać, było tak gorąco, że wszystko momentalnie wyschło

od jakiegoś czasu rzeczywiście jest tak, że rzeczy wypadają Lidii z rąk częściej niż kiedyś
mimo że naprawdę bardzo się stara 
dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło, mawiała jej matka

skóra Lidii pachnie maścią tygrysią
tu, spięte, oznajmiła sędziwa Tajka, wciskając palce w jej kark
jakby Lidia nie wiedziała, że to tam ją boli

kobieta długo się nie poddawała
uciskała to miejsce ciągle na nowo
aż Lidia uwierzyła, że może naprawdę jest w stanie jej pomóc

w końcu jednak masaż dobiegł końca
Tajka pokręciła głową, zrezygnowana
i zaczęła grzebać w podłużnej czarnej torbie, którą ze sobą przyniosła
ręce miała tłuste od olejku, więc kiedy w końcu wyciągnęła maleńką puszkę, to Lidia musiała podważyć wieczko paznokciem
nasmarowała jej kark i plecy  
wzięła pieniądze, które Lidia miała wcześniej przygotowane i torbę, i, jak gdyby nigdy nic poszła dalej plażą

***

Lidia podnosi się na leżaku do pozycji siedzącej
unosi jedną, a potem drugą pierś, wyciera pot brzegiem ręcznika

włóż ołówek pod biust i puść; jeśli spadnie, biustonosz nie jest ci jeszcze potrzebny; jeśli zostanie, powinnaś zacząć go nosić

przeczytała to kiedyś w poradniku, który znalazła w szkolnej bibliotece
ile mogła mieć lat
dwanaście
trzynaście
Gośka właśnie dostała swój pierwszy stanik od mamy
Lidia chowała się po lekcjach w toalecie i robiła próby

przecież z góry było wiadomo, jak to się skończy: ołówek za każdym razem spadał
szybkim ruchem zgarniała go z podłogi do kieszeni tornistra
ale echo niosło się po łazience, przez szkolne korytarze, boisko i ulice, odbijało się od bloków, tramwajów
słyszała je jeszcze wieczorem, kiedy była już w łóżku, nie dawało jej zasnąć

dziś bez problemu utrzymałaby kilka takich ołówków
albo kredek

całą tęczę
pod piersiami dźwigam tęczę

tydzień wcześniej była czterdziesta trzecia rocznica ich ślubu
tyle lat, trudno to sobie w ogóle wyobrazić
miała ją wpisaną w kalendarzu, w tej samej kategorii co imieniny i urodziny

dzień się zaczął i skończył
nie rozmawiali o tym, ale była pewna, że Grzegorz nawet się nie zorientował 
i dobrze
gdyby pamiętał, dałby jej pewnie jakiś nietrafiony prezent, a wtedy ona musiałaby się zrewanżować nie wiadomo czym
zresztą, to nie tak, że cały dzień o tym myślała

kawałek dalej zestaw dwa leżaki plus parasol zajmuje dwóch mężczyzn
jeden z nich pali papierosy  
nie te elektroniczne, tylko prawdziwe
kopci jednego za drugim
Lidia widzi tylko część jego łokcia i dym unoszący się nad leżakiem
drugi, ogolony na łyso, stoi nad tym pierwszym, przodem do Lidii i mówi
jest w wieku Filipa
może trochę starszy
Lidia nie słyszy co prawda jego słów
ale chciałaby, żeby przestał
jest pewna, że to przez niego ten pierwszy tyle pali
gdyby skończył może poszliby popływać

kilka chwil wcześniej, kiedy Grzegorz jeszcze nie spał, zapytała
tobie to nie przeszkadza?
co takiego? 
dym!
wzruszył ramionami i zebrał usta w coś, co wyglądało jak dziób kaczki 

jest jeszcze coś, ale Lidia nie mówi tego na głos
chodzi o to, że ten łysy ma na sobie obcisłe slipki, opięte na przyrodzeniu
które jest za duże jak na to, żeby było naturalne
oglądała kiedyś dokument o powiększaniu penisów, niektórzy mężczyźni się od tego uzależniają
jeden z bohaterów miał tak dużego, że musiał nosić bieliznę szytą na miarę
i nie mógł współżyć
Lidia zamyka oczy

gdyby tylko mogła zasnąć
albo zadzwonić do Filipa, ale w Kalifornii jest piąta rano
poza tym jej syn ostatnio jest taki zapracowany
Mamo, robimy świetne rzeczy dla największych korporacji
w Polsce nie ma szans na takie projekty
w zespole mam ludzi po Stanfordzie i Harvardzie
wcale nie są mądrzejsi ode mnie, mamo
Lidia cieszy się, że tak mu się powodzi
ale nie miałaby nic przeciwko, gdyby od czasu do czasu spytał też, co słychać u niej

chociaż może to lepiej, że nie pyta
może wie, że w jej życiu nic się nie dzieje i w ten sposób unika niezręcznej ciszy
bo prawda jest taka, że dni i tygodnie wyglądają tak samo
tę pustkę mogłyby wypełnić wnuki
normalnie tę pustkę wypełniają wnuki
ale ani Filip, ani Julia nie chcą o tym słyszeć
Filip powtarza, że jest za młody, chociaż ma już trzydzieści lat
Julia mówi, że nie będzie miała dzieci, dla dobra naszej planety, mamo
Lidia chciałaby zapytać: a co z moim dobrem?
tylko właściwie do kogo jest to pytanie

gdyby przynajmniej miała ze sobą jeszcze jedną książkę
ta, którą poleciła jej córka okazała się przygnębiająca
o bezpłodności i rozpadzie małżeństwa
mimo to doczytała do końca
zawsze tak robi, z poczucia obowiązku, lubi kończyć to, co zaczyna
trudno powiedzieć, czy to dobry, czy zły nawyk
mogła wziąć ze sobą dwie
następnym razem tak zrobi

niebo pokrywa się cienką powłoką chmur, które częściowo zakrywają słońce
ale ciągle jest tak duszno

z leżaka po przekątnej wystrzeliwuje w górę korek
siedzące tam kobiety otwierają właśnie butelkę cavy
wyglądają jakby coś świętowały
jedna z nich ma na sobie duży słomkowy kapelusz i ciemne okulary 
druga czekoladowy kostium, który wchodzi w jej ciało jakby było miękką pianką
I’m a big girl, mówi ta w czekoladowym kostiumie, obracając się na bok

jej oczy i oczy Lidii na chwilę się spotykają
i wtedy Lidia myśli
I’m a big girl
coś jest w tym zdaniu

zerka na Grzegorza, który nadal śpi
bierze swoją torebkę
podnosi się z leżaka
i mówi: idę po wodę

na tyle cicho żeby go nie obudzić
ale zarazem na tyle głośno, żeby móc później z czystym sumieniem oznajmić: przecież powiedziałam

***

na drewnianym pomoście Lidia mija młodą kobietę
złoty kolczyk w pępku, burza czarnych loków
granatowe pareo, podobne do tego, które Julia przywiozła jej z Grecji
szkoda, że go nie wzięła
kobieta zauważa, że Lidia jej się przygląda
uśmiecha się
ma pełne, pomalowane usta i robią jej się dołeczki
jak pulchnemu bobasowi

Lidia odwzajemnia uśmiech
ależ jest piękna
nie Lidia, tylko tamta

Lidia patrzy na swoje ciało 
skórę, która z każdym dniem staje się coraz cieńsza
zwija się i marszczy
jakby było jej za dużo
albo jakby tam w środku było jej za mało

***

bar jest tuż przy plaży
nazywa się Poco Loco, Las Tortillas
czy jakoś tak

początkowo Lidia chce kupić butelkę wody na wynos i wrócić na leżak, do Grzegorza
ale wiatraki stojące po obu stronach sali tak przyjemnie chłodzą, że w ostatniej chwili zmienia zdanie
z sufitu zwisają białoczarne kościotrupy i kolorowe wycinanki
Lidia siada przy jednym z wielu wolnych stołów i wyciera chusteczką krople potu z dekoltu
w porze obiadu będą tu tłumy

kiedy podchodzi kelnerka, Lidia zamawia u niej wodę z lodem i cytryną
mało oryginalnie, ale na szybko nic lepszego nie przychodzi jej do głowy
nie ma przecież za dużo czasu
powinna zaraz wracać na plażę do Grzegorza
jak się obudzi i zobaczy, że jej nie ma, będzie jej to wypominał do końca wyjazdu

kiedy kelnerka odchodzi, Lidia patrzy za nią
na jej sportowe buty i umięśnione łydki

pielęgniarka, którą zatrudnił dla niej Grzegorz, też miała takie łydki
w zeszłym roku Lidia miała operowane biodro
Grzegorz wziął miesiąc urlopu, żeby z nią być, ale szybko się poddał, po tygodniu przywiózł do domu tę dziewczynę z czyjegoś polecenia i sam wrócił do pracy, jak gdyby nigdy nic
miała na imię Edna
jak raj, tyle że na odwrót
nie znała litości
jak tylko rana po operacji się zabliźniła, zorganizowała Lidii obóz przetrwania
a Grzegorz tylko jej przyklaskiwał
to ile dzisiaj chodziłaś? za bardzo się nad sobą roztkliwiasz

może miał rację
tak czy inaczej, Lidia szybko wróciła do formy
to był jedyny sposób, żeby się pozbyć tamtej

***

Lidia sięga do torebki i wyjmuje pocztówki
jedną dla Filipa, jedną dla Julii, i jeszcze jedną dla starej ciotki Nity
która zaraz zapomni, że ją dostała
więc w sumie pisanie do niej to strata czasu
ale i tak ją wyśle

rozkłada je na stole, te kartki
wybiera najładniejszą i starannie wypisuje na niej adres syna
musi go najpierw sprawdzić w telefonie
nie pamięta, gdzie mieszka jej własne dziecko
czy to o czymś świadczy?

Kochany Fili,
na twarzy Lidii pojawia się uśmiech, zupełnie jakby sam akt pisania przenosił ją gdzieś za ocean, do niego
ma więcej radości z wypisywania kartki, niż Filip będzie miał z czytania pisaniny starej matki

***

proszę, mówi kelnerka i stawia przed nią szklankę 
Lidia wypija wodę na raz
uff, dzień jest naprawdę gorący

to wszystko przez Grzegorza i tę jego konferencję
mógł przylecieć tu sam
przez lata jeździł sam
akurat teraz zachciało mu się, żeby mu towarzyszyła

w ogrodzie jest tyle do zrobienia, noce są coraz zimniejsze, trzeba przygotować rododendrony i róże
ale dla niego to są, oczywiście, drobnostki
zdążysz ze wszystkim, jak zwykle

nagle Lidia czuje, jak jej dłoń drętwieje
znowu to samo
cofa ją
prostuje i rozciąga, rusza palcami
nieprzyjemne mrowienie

***

do restauracji wchodzi kobieta
Lidia ją rozpoznaje
to ta sama, którą minęła na pomoście, kiedy schodziła z plaży
ma na sobie granatowe pareo

kobieta zajmuje miejsce przy stoliku obok, naprzeciwko Lidii
uśmiecha się
Lidia odwzajemnia uśmiech
znowu te dołeczki

kobieta przegląda kartę drinków
jest młodsza od Lidii, dużo młodsza
młodsza od Filipa i Julii

podnosi wzrok znad karty i ich oczy się spotykają
Lidia szybko się odwraca, sięga po pocztówkę
nie chce, żeby tamta pomyślała, że się na nią gapi
nie chce, żeby czuła się niekomfortowo

pochyla się nad kartką, ale nie może się skupić, pisanie zawsze przychodziło jej z trudem
poza tym siedzą na przeciwko siebie, stoliki są ustawione blisko jeden drugiego
stąd takie wrażenie, prawie jakby siedziały razem
może powinna się przesiąść?
Lidia rozważa to przez chwilę, ale nie chce, żeby wyszło niegrzecznie, nie chce urazić tamtej kobiety
która tymczasem wyjmuje książkę i zaczyna czytać
jakiś tani romans, sądząc po okładce

a co, jeśli przyszła tu za nią i specjalnie usiadła naprzeciwko, myśli Lidia i przez moment czuje się jak główna bohaterka

kelnerka przynosi kobiecie z naprzeciwka piña coladę
Lidia widzi jej krótkie, pomalowane na neonowy róż paznokcie 
patrzy w dół na swoje, też spiłowane krótko, ale nie pomalowane  
ich pokarbowane powierzchnie są jak zewnętrzne warstwy muszli

chmury na niebie gęstnieją
nie zapowiadali deszczu, myśli Lidia i wraca do pisania kartek

kiedy ponownie podnosi wzrok, kobieta naprzeciwko niej dalej czyta, a szklanka po koktajlu na jej stoliku jest pusta
może jej też tak bardzo chciało się pić
może dla niej ten upał też jest taki wyczerpujący

nie wygląda na wyczerpaną
wręcz przeciwnie
jej włosy lśnią, a skóra ma taki sam kolor jak dojrzałe brzoskwinie
pod stołem Lidia widzi jej nogi, nie trzyma ich razem
prawe kolano ma zdarte

zdarte kolana
kiedyś to był stały element jej wakacji
jako dziecko jeździła do dziadków nad Narew
z Martą, córką sąsiadów, spędzały całe dnie nad rzeką
a potem Lidia wracała do miasta 
i nie rozmawiały przez kolejne dziesięć miesięcy, aż do następnego lata

któregoś razu nad rzeką Lidia pośliznęła się na kamieniu i spadła w dół po zboczu, prosto do wody
były razem na tych skałach
nadal ma bliznę, chociaż już prawie jej nie widać

ta kobieta przypomina jej Martę, Lidia widzi ją, siedzącą tutaj ze zdartym kolanem, nogi na boki
kto by trzymał kolana razem kiedy jest tak gorąco
to by do niej pasowało
ta książka zresztą też
Marta lubiła takie historie

niebo tymczasem ciemnieje
może prognozy się jednak myliły
Lidia marszczy brwi
powinna już iść, wracać na plażę, do Grzegorza
ale zupełnie nie ma na to ochoty

nagle słyszy czyjś głos i podnosi wzrok
przez chwilę myśli, że to do niej, ale potem widzi, że kobieta z naprzeciwka woła kelnerkę, która jej nie zauważa i idzie dalej, na drugi koniec sali
kiedy wraca, obydwie na nią machają, tym razem skutecznie
kobieta siedząca naprzeciwko uśmiecha się do Lidii w podziękowaniu  

po chwili kelnerka stawia na stoliku kobiety dzbanek sangrii i dolewa do niej rum, prosto z butelki
przyniosła też dwie szklanki, wygląda na to, że kobieta na kogoś czeka
na męża, chłopaka, koleżankę

no tak, myśli Lidia
i tak miała już wychodzić
zaraz poprosi o rachunek   
skąd się wzięło to rozczarowanie?

wtedy dzieje się coś niespodziewanego
kelnerka stawia przed nią jedną z tych dwóch szklanek
sangria, od tamtej pani, mówi

kawałki owoców unoszą się na powierzchni
Lidia nie wie, jak się zachować
pierwszy raz jest w takiej sytuacji
nikt nigdy wcześniej nie postawił jej w taki sposób drinka

kobieta z naprzeciwka unosi swoją szklankę i uśmiecha się
jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie
Lidia odpowiada tym samym

zastanawia się, czy powinna coś jeszcze zrobić albo powiedzieć, ale wtedy telefon tamtej dzwoni, a ona odbiera, wstaje i zaczyna rozmowę

sangria jest słodka i orzeźwiająca, idealna na taki gorący dzień
oczywiście gdyby to był mężczyzna, nie przyjęłaby jej 
ale od kobiety?

Lidia czuje się jak na wagarach
nagle chce jej się śmiać
nie ma jeszcze południa, a ona pije alkohol
Grzegorz byłby oburzony

wraca do wypisywania pocztówek
teraz idzie jej zaskakująco dobrze, Filip powiedziałby, że złapała flow
czas jakby przyspiesza
i Lidia całkiem zapomina, że przecież miała wracać   
mimo że niebo jest już całe sine i wygląda jakby za chwilę miało lać

zaczyna grzmieć, ludzie schodzą z plaży  
trzeba iść
i tak długo jej nie było

Lidia podpisuje ostatnią kartkę i prosi o rachunek
już wie, że nie uniknie wymówek
Grzegorz na pewno już się obudził
wyobraża go sobie, jak siedzi na swoim leżaku pod parasolem, jakby to był jeden z tych wodnych grzybków, które jej dzieci kiedyś tak uwielbiały
to znaczy ich dzieci
ale miały zabawę

szkoda, że tamta kobieta ciągle rozmawia przez telefon, chciałaby zamienić z nią chociaż kilka słów przed wyjściem

wkłada pocztówki do torebki
płaci gotówką, zostawia kelnerce spory napiwek

już ma wychodzić, kiedy kątem oka widzi, że kobieta ze stolika naprzeciwko skończyła rozmawiać i idzie do łazienki

przez chwilę się waha
ale przecież kilka minut nikogo nie zbawi
przyda jej się odświeżenie

***

Lidia staje przy jednej z umywalek i odkręca zimną wodę
myje dłonie, moczy kawałek ręcznika i przesuwa nim po skroniach i dekolcie

kiedy kobieta w granatowym pareo wychodzi z kabiny, uśmiecha się na jej widok
Lidia mimochodem zauważa, że na jej ustach nie ma już prawie szminki
widać ich prawdziwy kolor
co tylko dodaje jej uroku

sangria była bardzo dobra, mówi i kątem oka widzi w lustrze, że jej policzki zrobiły się czerwone
najlepsza w Magaluf, odpowiada kobieta
nie wątpię, mówi Lidia
kobieta uśmiecha się szeroko
jestem Jenna
Lidia, miło mi

wtedy drzwi łazienki się otwierają i do środka wchodzi młoda dziewczyna, całkiem przemoczona
masakra, ale lunęło, mówi
Lidia i Jenna odsuwają się, żeby zrobić jej miejsce przy zlewie
stoją teraz bardzo blisko siebie
dziewczyna zaczyna wyciskać wodę z włosów

może to ten masaż, może ta kobieta coś w niej pootwierała

miałam nadzieję, że przejdzie bokiem, mówi Lidia
nie ma mowy, leje jak z cebra, mówi dziewczyna przy umywalce
czasami lepiej, jak nie przechodzi, mówi Jenna 
Lidia widzi w jej oczach coś znajomego, błysk

trawnik obok naszych apartamentów jest całkiem spalony, mówi dziewczyna przy umywalce i wyciera ramiona papierowym ręcznikiem, podobno w innych miejscach na wyspie jest jeszcze gorzej, dodaje i wyciąga z torebki błyszczyk

wtedy Lidia całuje Jennę w usta

może to Magaluf
a może to się dzieje od dawna
może to tak naprawdę nic nowego

I’m a big girl
Lidia, czemu cię to tak zaskakuje

Anna Rosłoniec – pisze prozę i wiersze. W 2020 ukazała się jej pierwsza powieść pt. Zorza (Wyd. MG). Laureatka Konkursu Poetyckiego im. Z. Krukowskiego (2022). Jej opowiadania można przeczytać w „Twórczości”, „Helikopterze” i „Litro”, jej wiersze były publikowane we „Frazie”, w Ósmym arkuszu „Odry” i BiBLiotece Biura Literackiego. Mieszka w Warszawie.

Jagoda Jaworska – urodzona 24 czerwca 1997 roku w Świeciu. Absolwentka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dyplom zrealizowany w Katedrze Grafiki UMK na Wydziale Sztuk Pięknych. Specjalność Grafika Warsztatowa, pracownia Wypukłodruku prowadzona przez prof. Marka Basiula dra hab. oraz dra hab. Michała Rygielskiego prof. UMK. Wśród osiągnięć dwie wystawy indywidualne oraz udział w dwudziestu ośmiu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. W roku 2021 stypendystka Miasta Świecie, Miasta Toruń oraz Ministra Edukacji i Nauki za znaczące osiągnięcia artystyczne. Interesuje się wszelkimi technikami graficznymi, w czasie studiów tworzyła głównie w technikach linorytu oraz drzeworytu, a także zajmowała się zagadnieniami z zakresu grafiki projektowej, w szczególności ilustracjami książkowymi.