Paulina Adamczyk – jedno opowiadanie

Ilustrowała: Natasza Kornobis

 

Małgorzata Austriacka

Na karnawałowej prywatce u Małgorzaty stół zastawiony był odgrzewanym od wigilii bigosem, wędliną z opakowania próżniowego i rozmrożonym chlebem. Dla kontrastu – i by wpasować się w wielkomiejski nurt – podano jeszcze pokrojone w słupki marchewki z sosem majonezowym. Na niezobowiązujące party zaproszony był tylko jeden gość, którego Małgorzata znała już wcześniej, zatem przyjacielska atmosfera była tego wieczora gwarantowana niczym świeżość dwutygodniowego chleba tostowego. Gość, będący w życiu zawodowym mechanikiem samochodowym, a prywatnie poetą, zjawił się punktualnie z bukietem różnobarwnych frezji, które były najdroższymi kwiatami w sezonie zimowym. Mechanik-Poeta pamiętał Małgorzatę z kilku spotkań zeszłego sezonu grillowego, gdy mieszkając jeszcze z matką, urządzał plenerowe imprezy dla kolegów z pracy. Pośród osób towarzyszących pojawiała się również Małgorzata. Za każdym razem Mechanik-Poeta zabawiał ją swoim literackim obyciem i czytał jej nowofalową poezję, którą Małgorzata była niepomiernie zachwycona, zarówno z powodu zupełnie nowego doświadczenia czytania poezji, jak i będąc pod urokiem nierymowanych wierszy. Do tej pory znała jedynie Pana Tadeusza i gdyby nie Mechanik-Poeta dalej tkwiłaby w przekonaniu, że wierszem jest jedynie tekst o rymach parzystych. Tym bardziej oboje cieszyli się na dzisiejsze karnawałowe spotkanie. Małgorzata postawiła warunek, że należy przyjść przebranym. Ona przebrała się za kobietę-woźnicę, zakładając marynarkę z połami i cylinder. Mechanik-poeta w drzwiach ukazał się jako romantyczny dandys w białym garniturze i wysokim kapeluszu. Mąż Małgorzaty, siłą codziennego przyzwyczajenia, również był zaproszony na imprezę, a przebrał się za posła, zakładając najlepszy w swojej szafie garnitur; do tego miał na nogach brązowe kapcie, które swoimi ozdobami i fakturą przypominały mięso mielone. Wieczór rozwijał się dynamicznie, gdy na stole obok bigosu znikał także alkohol. Mechanik-Poeta wcinał kolejne kęsy i popijał kolejne kieliszki wódki, siedząc karnie w swojej białej marynarce mimo uderzeń fal gorąca. Tak jak nie mógł powstrzymać się przed niezdejmowaniem marynarki, tak nie mógł również powstrzymać się przed ściąganiem na siebie spojrzenia Małgorzaty i zatrzymania go w narkotycznym wytrzeszczu. Gdy Małgorzata spotykała na trajektorii swoich łypnięć oczy Mechanika-Poety, nieświadomie zakładała włosy za uszy. Niedługo będzie to czynić umyślnie za każdym razem, gdy będzie widziała kolegę z pracy męża. Gdy skończyła się płyta Boney M., wszyscy zgodnie stwierdzili, że należy się nie tylko napić, ale także zapalić papierosa. Cała trójka usiadła w przykucu na balkonie, gniotąc przy tym swoje karnawałowe przebrania. Małgorzata niezgrabnie bujała się na swoich udach. Niedługo będzie to czynić umyślnie za każdym razem, gdy znajdzie się na kolanach Mechanika-Poety. Będzie jej bardzo wstyd, gdy po wszystkim położy się wieczorem obok męża. Po wszystkim weźmie do ręki swój modlitewnik i na pierwszej stronie zobaczy zodiakalny nieboskłon, a pod nim suto zastawiony stół, a przy nim dworzan składających podarki księciu małżonkowi.

Małgorzata urodziła swoje pierwsze dziecko w domu bez jednej ściany. Poród zaczął się zaraz po tym, gdy jej mąż opuszczał spodnie, by ogrzać członek przy ognisku. Małgorzata zaczęła rodzić na zawołanie, gdy z nieba zaczął padać ostatni w tym roku śnieg. Miała wtedy na sobie lazurową sukienkę, podartą na dolnej krawędzi przez kota. Poród był taki, jak obiecał Pan Bóg. Dziecko było duże i silne. Dziecko było zapłakane –tak jak Małgorzata. Po wygaszeniu ogniska mąż Małgorzaty poszedł orać zamarznięte pole i rąbać mokre drewno. Małgorzata została sama w domu bez jednej ściany i nie mogła znaleźć w sobie sił, by wyjąć dziecko z paleniska. Na marginesie modlitewnika zapisała, że urodziła dziecko w czystym szpitalu, że rodziła bez znieczulenia i nie miała pokarmu, by nasycić nim noworodka, że po powrocie do domu wolała nastawić pranie niż przytulić swoje dziecko, że bardzo żałuje niespędzenia pierwszej nocy z dzieckiem, że nie jadła nic przez tydzień, by jej układ trawienny wysechł, że nienawidzi swojego męża za to, że następnego dnia pojechał na grilla do Mechanika-Poety i przez to on nie mógł zobaczyć swojego dziecka. Małgorzata kołysała przez ten czas noworodka i miała nadzieję, że jej łono zrośnie się na tyle ciasno, że nie będzie musiała wstydzić się przed Mechanikiem-Poetą swojej bożonarodzeniowej paczki dla niego.

Małgorzata uprawiała seks z mężem tylko w dniu losowań totolotka. Taka była między nimi umowa, by zachować względnie satysfakcjonującą statystykę. Nie kochali się jednak w sobotę rano. Wtedy Małgorzata udawała się samotnie do wanny, by tam pielęgnować swój smoczy ogon. Pewnego dnia mąż Małgorzaty złamał zasadę i wparadował do łazienki, w której roznegliżowana Małgorzata robiła sobie nagie zdjęcia. Wyszedł z łazienki i poczekał, czy za chwilę nie dostanie od żony podniecającej wiadomości obrazkowej z jej nagimi piersiami. Telefon milczał. Ponownie wtargnął do łazienki, a smoczy ogon Małgorzaty wypełniał wannę, umywalkę i zalegał na całej podłodze. Po tym, jak Małgorzata przyznała się, że czyta poezję nowofalową, rzuciła się z okna, a w powietrzu zamieniła się w skrzydlatego węża. Tego dnia Słońce było w znaku Ryb.

Mechanik-Poeta odnalazł Małgorzatę po jej dawnym adresie, zamieszczonym na portalu randkowym. Początkowo wstydził się pisać, że wciąż jej pragnie i że chce ją wziąć w polu karnym na oświetlonym stadionie. Małgorzata nie wstydziła się pisać takich rzeczy, ale wstydziła się swojego odbicia w lustrze, gdy kolejny raz w ciągu dnia wyciągała swój palec z pochwy, który kierowała tam, gdy przypominała sobie siebie na kolanach Mechanika-Poety. Niejednokrotnie zdarzało się, że Małgorzata przeżywała senne orgazmy, gdy oczami podświadomości widziała Mechanika-Poetę wymawiającego jej imię w połączeniu z jego nazwiskiem. Z czasem Mechanik-Poeta potrafił już przyznać się werbalnie do tego, że chce lizać piersi Małgorzaty. Małgorzata po kilku tygodniach trafiła do lekarza z grzybicznym zapaleniem narządów rodnych. Tym niemniej byli ze sobą bardzo szczęśliwi, choć istnieli tylko w świadomości puchatego koca, pod którym Małgorzata chowała świeżo zerwane leśne gałązki. Dekorowała nimi dom następnego dnia.

Małgorzata urodziła swoje drugie dziecko w domu bez jednej ściany. Poród zaczął się zaraz po tym, gdy jej mąż opuszczał spodnie, by ogrzać członek przy ognisku. Małgorzata zaczęła rodzić na zawołanie, gdy z nieba zaczął padać ostatni w tym roku śnieg. Miała wtedy na sobie lazurową sukienkę, podartą na dolnej krawędzi przez kota. Poród był taki, jak obiecał Pan Bóg. Dziecko było duże i silne. Dziecko było zapłakane – tak jak Małgorzata. Po wygaszeniu ogniska mąż Małgorzaty poszedł orać zamarznięte pole i rąbać mokre drewno. Małgorzata została sama w domu bez jednej ściany i nie mogła znaleźć w sobie sił, by wyjąć dziecko z paleniska. Na marginesie modlitewnika zapisała, że też była niechcianym dzieckiem, które za wszelką cenę chciano wychować na lekarza lub prawnika, a tymczasem Małgorzata w latach dziecięcych, w strojnych koronkowych sukienkach z poduszkami na ramionach, szła w siano i do świń, rzucała kamieniami w przejeżdżające pociągi i próbowała jeść gałęzie drzew.

Nim mąż Małgorzaty udał się na niedzielne polowanie, zostawił jej na stole dwadzieścia złotych. Małgorzata musiała wybrać, czy kupić za to marchewkę dla dzieci czy podpaski dla siebie, mleko i chleb czy mydło i szampon, proszek do prania czy kwiaty do wazonu, kaszę mannę czy butelkę wódki. Niegdyś Małgorzata nie wiedziała, ile kosztuje chleb i kilogram pietruszki. Okazuje się, że dziś nie starczyłoby jej na obydwie te rzeczy. Musi minąć doba, by mogła dostać od męża kolejne dwadzieścia złotych. Jeżeli uda jej się nic nie kupić przez trzy dni, to wystarczy jej na puszkę mleka dla dziecka i papier toaletowy. Czytanie poezji nowofalowej bywało bardzo kosztowne.

Małgorzata urodziła swoje trzecie dziecko w domu bez jednej ściany. Poród zaczął się zaraz po tym, gdy jej mąż opuszczał spodnie, by ogrzać członek przy ognisku. Małgorzata zaczęła rodzić na zawołanie, gdy z nieba zaczął padać ostatni w tym roku śnieg. Miała wtedy na sobie lazurową sukienkę, podartą na dolnej krawędzi przez kota. Poród był taki, jak obiecał Pan Bóg. Dziecko było duże i silne. Dziecko było zapłakane – tak jak Małgorzata. Po wygaszeniu ogniska mąż Małgorzaty poszedł orać zamarznięte pole i rąbać mokre drewno. Małgorzata została sama w domu bez jednej ściany i nie mogła znaleźć w sobie sił, by wyjąć dziecko z paleniska. Na marginesie modlitewnika zapisała, że przez dziewięć miesięcy codziennie próbowała zbierać winogrona i nosić je w ciężkich drewnianych skrzynkach. Małgorzata z wielkim brzuchem zaniosła skrzynkę z winnym gronem pod mury zamku, licząc na to, że straci ciążę – jak sama Coco Chanel.

Małgorzata obiecała swoim dzieciom, że kupi im namiot. Nim jednak doszło do zakupu, dzieci Małgorzaty opowiedziały ojcu o tym, jak matka idzie z nimi na targ i po drodze spotyka jakiegoś pana w brudnych ogrodniczkach, uśmiecha się wtedy z daleka na jego widok, zakłada włosy za uszy i kuca z nim w bramie między warzywniakiem a budką ze słodyczami. Małgorzata pytania o namiot ignorowała do następnej wiosny. W tym czasie Mechanik-Poeta odganiał ptactwo, wyjadające ziarno ze świeżo obsianego pola.

Małgorzata próbowała powiesić się na apaszce z nadrukiem bazyliki watykańskiej. Na ostatniej stronie modlitewnika była scena z psami atakującymi dzika, leżącego na ziemi.

 

Paulina Adamczyk – historyk sztuki, muzealnik, autorka esejów o sztuce oraz prozy, poezji, recenzji książkowych. Dotychczas jej teksty ukazywały się na łamach między innymi: „Arteonu”, „Twórczości”, „Migotań”, „Tekstualiów”, „Nowych Książek”, „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”, „Tlenu Literackiego”. Zadebiutowała tomikiem poezji Przeszłość chwili obecnej, wydanym nakładem Wydawnictwa MaMiKo.

Natasza Kornobis (ur. 1998) – studentka communication design. Uwielbia świadome doświadczanie świata. Intryguje ją człowiek i natura. W wolnym czasie śpiewa, gra na ukulele, tańczy i maluje. Pełna skrajnych emocji. Fascynuje ją film, muzyka i malarstwo. W nocy w środku lasu, przy blasku księżyca czuje się jak ryba w wodzie. Instagram: @moonllady_